8 listopada 2011
Oto jak mój były chłopak zaplątał się w kłamstwa w czasie próby oszukania nas - bo jak na razie wszystko na oszukanie wskazuje. Zresztą, gdyby to nie okazało się oszukaniem, to spokojnie zdążę zmienić treść wpisu napisanego na 3 miesiące do przodu.
Mój były próbował się do nas dostać 8 listopada czyli prawie tydzień po zadeklarowaniu przywiezienia sprzętu jaki miał do oddania - przypomnijmy, że zadeklarował powrót z nim po 3 godzinach. Otworzyliśmy mu drzwi. Oto jak przebiegała rozmowa i jego argumentacja. Ujmę to w punktach:
- Wersja dla mnie: aparat jest w samochodzie (smart) który jego ciocia ma, a teraz ciocia leci z Niemiec do Polski i ląduje około 16, zatem można pojechać po nią i spotkać się z nią w centrum, po to aby przekazać sprzęt, bo on nie ma kluczyków do auta.
- Wersja dla Rodiego: ciocia dała mu smarta, więc gdzie jest aparat? Skoro ma smarta to ma i kluczyki.
- Przyszedł spakować swoje rzeczy, bo dziś wieczorem leci do Niemiec gdzie ma "kupione mieszkanie" przez ciocię i załatwioną pracę, wróci do kraju w lutym. Hojna ciocia, nie ma co.
- Potem się okazuje, że jednak ciocia nie leci do nas, bo będzie jutro i sprzęt będzie jutro, ale on chciałby już dziś wyprowadzić od nas wszystkie swoje rzeczy - na co mu nie pozwoliliśmy.
- Nagle się okazało, że ma "jakieś nagranie" jutro i potrzebuje przynajmniej garnitur i cześć kosmetyków, które wziął - już nie leci do Niemiec.
- Obiecał dostarczyć aparat jutro.
Oczywiście traktujemy to jako obiecanki-cacanki. Oddał klucze ale nie żałujemy wymiany zamków - dla świętego spokoju. Za to nie musimy dorabiać klucza od klatki i skrzynki. Nie spodziewamy się także, aby jutro przyjechał z pożyczoną moją własnością. Na wieczną rzeczy pamiątkę dyskretnie nagrałem rozmowę z nim o oddaniu sprzętu telefonem. Ale nie wierzę w oddanie mojej własności.
Całe to jego plątanie się w zeznaniach i na tyle późne zjawienie się u nas oznacza tylko, że:
- znalazł sobie kogoś u kogo mieszka i z nim jest,
- próbował chytrze zabrać wszystkie rzeczy,
- nie zjawi się już z niczym i spisze resztę rzeczy na straty, tak jak my spisaliśmy mój aparat,
- potwierdził tylko to, że jest kłamcą i złodziejem.
Czy jest sens zgłaszać to na policję i iść do sądu? Nie ma - po co ponosić koszty finansowe i czasowe tego? Szukaj wiatru w polu - ale przynajmniej mamy case study na bloga ;-)
Jedno jest raczej pewne - nie spodziewamy się już dodatkowych kosztów związanych z jego osobą. Klucze mamy, zamki wymienione, na sprzęcie położony krzyżyk. I idziemy do przodu nie oglądając się do tyłu. A na miłe zaskoczenie nie liczymy. Raczej na potwierdzenie smutnych wniosków...
Oczywiście nie zgłosił się już do nas z tym aparatem. Na telefony też nie odpowiadał. Typowy cioto-złodziejo-kłamca. Niezbędna i cenna życiowa nauka - konieczna dla zrozumienia także rożnych przykładów zachowań w całym tym najczęściej zakłamanym gejowskim środowisku ;-)
Najzabawniejsze jest jednak co innego - że formalnie nie powiedzieliśmy sobie, że się rozstajemy. Widać to się odczuwa jako oczywiste ;-)
Dlatego ja jestem dość oporny w pożyczaniu droższych sprzętów. Niestety słyszałem już nie raz o podobnej historii jak Twoja i dlatego jestem trochę przewrażliwiony na tym punkcie.
OdpowiedzUsuń