poniedziałek, 26 września 2011

Uwaga, intelektualista krytykuje :-)

Czyli coś takiego jak "Uwaga, wróg podsłuchuje" - napis umieszczany na wojskowych radiostacjach.

Dwa dni temu opublikowałem rozmowę na GG z intelektualistą - tak skrótowo określam człowieka o bardzo szerokich horyzontach intelektualnych, choć dla zwykłych ludzi - a ja często przyjmuję ich punkt widzenia - czasem zbyt szerokich, a przez to niezrozumiałych.

Przypadek sprawił, że tego samego dnia miałem jeszcze inną rozmowę na Skype - z osobą poznaną poprzedniego dnia. To, wydawało by się, bardzo sympatyczny chłopak, 25-letni doktorant z Poznania. Jest też - co zaskakujące - bardzo emocjonalny w sferze intymnej. Nawiasem mówiąc, rozmowa z nim dorównywała seksualną tematyką najlepszym tradycjom czata - i pokazał się z tej strony jako osoba bez seksualnych zahamowań. W sumie, jako sympatyczny chłopak, wydawał się ciekawym potencjalnym kandydatem na partnera - pod każdym względem.

Następnego dnia rozmawialiśmy na Skype o moim blogu. W skrócie mówiąc, mój blog oczywiście nie zaspokaja jego potrzeb czytelniczych, które są napromieniowane twórczością takich Mistrzów jak Marquez, Miłosz czy Herbert. Bardzo bym się zdziwił gdyby tak było. Bo ten blog jest tylko ledwo obrobionym, nieomal surowym zapisem moich, często na gorąco pisanych, refleksji. Nie jest to tekst poprawiany, szlifowany i bardzo głęboko przemyślany pod względem sztuki literackiej oraz przekazu dla czytelnika.

Ja nie wytwarzam  kompletnych obrazów, ja tylko kreślę szkice, czasem fragmentaryczne i cząstkowe. Być może na ich podstawie można potem stworzyć jakiś obraz - czyli książkę - odpowiednio starannie napisaną. Ale to, co jest na blogu, to zaledwie surowiec, prosty surowiec.

Zatem, w zetknięciu z bardzo starannym, literackim - niejako eksportowym - językiem Herberta czy Miłosza, mój prosty surowiec oczywiście wydaje się toporny, niczym lniane płótno porównane do jedwabiu. Tematyka też jest mniej przystająca do Mistrzów, którzy podejmują się innego rodzaju obserwacji, innego rodzaju uogólnień - z punktu widzenia innej wrażliwości w postrzeganiu świata.

W pewnym sensie oczekiwania moje do mojego blogu i oczekiwania jego do mojego blogu są jak przedmioty na szklanych półkach, które z góry (gdy nie widać szkła) wydają się w konflikcie, ale z boku (patrząc pólkami) są na kompletnie innych płaszczyznach.

Usiłowałem mu to wyjaśnić. Moje wyjaśnienia zbywał jako tłumaczenie oczywistości niemal uwłaczającej jego inteligencji, a moje metafory, którymi ułatwiałem zrozumienie - jako tanie literackie fajerwerki. To było traktowanie z góry, w intelektualnie wielkopański sposób.

Postanowiłem więc ostatecznie podsumować tą różnopłaszczyznowość mojego blogu i twórczości Mistrzów. Zacząłem od zapytania jaka jest różnica między moim blogiem a twórczością Miłosza czy Herberta. Chciałem napisać o różnicy między prostym surowcem mojego blogu, a wyrafinowaną literacką sztuką, jaką oni opublikowali. Podkreślam to słowo, bo to, co pisarze publikują, nie jest wszystkim co piszą. Publikuje się to, co na ogół starannie napisane. Chyba, że publikuje się surowe szkice po śmierci samego autora. A ja publikuję prawie nieokrzesany surowiec.

Nie napisałem mu też jak piszę moje notki, bo nie chciał tego wiedzieć. A notki, pisane są zawsze w czasie rzeczywistym, czyli od razu kompletne. Nie poprawiam ich - oczywiście nie licząc korekty, korygowania literówek wynikających ze zbyt szybkiego pisania (za wolne sprawiłoby, że straciłbym wątek splatany w moim umyśle). Poprawiam też pojedyncze wyrazy, zastępując powtarzające się te same innymi, lub niekiedy coś drobnego dopisując - ale zawsze po to, aby merytorycznie czytelniej przedstawić opisywane wydarzenie.

Nie szlifuję natomiast blogu poprzez wielokrotne pisanie tych samych akapitów, kreślenie i zaczynanie od nowa. Byłoby miło, gdyby on zdawał sobie sprawę z tego jak piszę. Nie można porównywać twórczości w czasie rzeczywistym do starannie cyzelowanej pracy zawodowego literata. I to tego czytanej kilka razy przez zawodowego korektora, który robi to starannie i spokojnie. A ja - mimo starannej korekty - wciąż znajduję w niektórych notkach literówki, bo nie czytam ich do korekty z szybkością ślimaka :-)

I najciekawsza była jego reakcja na moją próbę wytłumaczenia kuchni blogowej. Uniósł się chyba z oburzenia na myśl o moim porównaniu do Miłosza czy Herberta. Mam wrażenie że od razu zaskoczyły mu klapki na mózgu - odruch obrony Mistrzów, którym jakiś prostak usiłuje dorastać do pięt. I nie chciał przyjąć mojego wytłumaczenia - porównania blogu do surowca. Okej, poczułem się niemiło. Bo dyskusja zamieniła się w okładanie pięściami w jedwabnych rękawiczkach.

Trafiłem na osobę nieprzemakalną. Takiego kogoś można duchowo olać, gdyż i tak jest nieprzemakalny. Więc go olewam. Czym - to już zostawię swobodnej interpretacji Czytelnika ;-)

I cieszę się, że dzięki temu napisałem coś na blogu - o blogu ;-)

2 komentarze:

  1. Czy ja dobrze zrozumiałem?
    Najpierw długo tłumaczyłeś chłopakowi, że nie jesteś wielbłądem, a kiedy on przyznał, że faktycznie nie jesteś, obraziłeś się na niego? :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie, on nie dał sobie wytłumaczyć tego, co wytłumaczyłem w tym poście. W pewnym momencie przestałem mieć ochotę na dalszą z nim rozmowę, bo ile razy można próbować coś tłumaczyć i nie być dopuszczanym do głosu? On w pewnym momencie powiedział, że go moje tłumaczenia nie interesują. Pan Intelektualista wiedział po prostu lepiej...

    OdpowiedzUsuń