czwartek, 29 września 2011

Czy kłamstwo jest moralne?

Czy kłamstwo jest moralnie dopuszczalne? Oczywiście, że jest - pod warunkiem, że ważniejsze moralne zasady uchylają złe znaczenie kłamstwa. Kłamstwo może być dopuszczalne moralnie w wyjątkowych przypadkach.

O takim przypadku chciałbym napisać. To jest przypadek, gdy ktoś nie jest w moim typie z wyglądu. Czy powinienem mu powiedzieć wprost prawdę, czy powinienem skłamać? Ja wolę skłamać i zwalić winę na inne czynniki, które powodują, że z tą osobą się nie uda. Najlepiej na czynniki niemożliwe do poprawienia przez tą aosobę. Na przykład jest ona nałogowym palaczem - a ja od razu udaję, że na widok tytoniu mdleję.

Niedawno poznałem, a raczej zostałem zagadany, przez 30-latka z Gdańska. Szuka związku i mógłby potencjalnie być dobrym partnerem. Co z tego, skoro ma skończoną szkołę zawodową i raczej widzę po rozmowie, że wiele z nim do pogadania mieć nie będę. Przysłał mi zdjęcie, na którym wygląda misiowato, owłosiony i dojrzały - aż trzy czynniki, które mnie emocjonalnie wyłączają.

Zdecydowałem się nie mówić mu, że nie jest w moim typie. Facet nie jest brzydki, a mnie w nim wyłącza dojrzałość, na którą jestem uczulony. To moja fobia - a nie jego problem. Wielu ludziom się będzie podobał, znacznie bardziej niż ja. Więc nie ma co wskazywać mu na wygląd, którego ocena przeze mnie jest mocno subiektywnie wypaczona. Użyłem innego argumentu - że nie udawało mi się z ludźmi po szkole zawodowej i dlatego niestety szukam kogoś po lub w trakcie studiów.

Ten argument także może być bolesny, ale odmowa jest zawsze bolesna. Sam to przerabiałem dosłownie tysiące razy. Jednak edukacja, jaką ktoś przeszedł, to choć po części sprawa jego wyboru - a nie genów, które od nas nie zależą, a od których zależy nasz wygląd. Lepiej więc zwalić winę na coś, co sami wybraliśmy, niż na coś co od nas nie zależy.

A wygląd to kwestia gustu, a o gustach się nie dyskutuje. Nieważne ilu osobom się nie spodobam. Ważne ilu się spodobam, z iloma możne udać mi się relacja, której szukam. Tamci, którym się nie podobam, nie mają znaczenia - tak jak obumarłe plemniki nie mają znaczenia, gdy jeden z nich dociera do komórki jajowej i ją zapładnia. Tego "plemnika" szukam - a nie całej reszty.

Są rozmówcy, przeważająca liczba, którzy wygłaszają nieśmiertelną formułkę sory nie mój typ pa - po czym zamykają rozmowę. Ja tak nie potrafię - to zbyt brutalne. Oni zaś nie potrafią inaczej, gdyż najwyraźniej natura nie dała im umiejętności kończenia rozmowy w bardziej subtelny sposób. Mało kto po stwierdzeniu, że nie jestem w jego typie, ma kulturę aby ze mną chwilę jeszcze porozmawiać. Ludzie gonią od rozmowy do rozmowy, niczym pies z wywalonym językiem, tak jakby czat za chwilę miał się skończyć.

Przypadki, gdy ja jestem w czyimś typie, nie są tak liczne jak przeciwne. Może dlatego potrafię tak starannie wygaszać rozmowy, bo nie mam ich zbyt wiele do wygaszania. Gdybym miał 10 adoratorów na minutę, to może też stosowałbym metodę brutalną, ale szybką...

Generalnie, odmowa zawsze jest przykra. I nieważne jaki jest powód - ważne aby go tak sformułować, aby zrobić drugiej osobie jak najmniej przykrości. A czy to się uda w praktyce - ludzie są i zawsze będą omylni...

6 komentarzy:

  1. A ja sądzę, że nawet w sytuacji gdy zwracasz uwagę na wykształcenie i dajesz drugiej osobie do zrozumienia, że to nie to to cholernie boli! Zamiast zawierać znajomości przez internet powinieneś raczej udać się do jakiegoś klubu, zobaczyć jak ludzie się zachowują, jak ze sobą rozmawiają, jak podrywają się nawzajem i jak to robią aby zainteresować sobą drugą osobę. Tak zdecydowanie jest łatwiej. Wiem o tym z własnej autopsji będąc teraz w szczęśliwym związku choć tyle nas różni... ale przynajmniej mamy o czym rozmawiać, a w łóżku jest niesamowicie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Doskonale wiem, że to boli, ponieważ bardzo wiele razy mnie odmawiano, i to niestety przeważnie w bardzo niegrzeczny, żeby nie powiedzieć chamski, sposób. Niestety, lepiej odmówić, niż dawać nadzieję.

    Bywam czasem w lokalach i nie jest to raczej miejsce dla mnie. Po pierwsze, nie jestem "lanserem" i nie wyglądam na takiego. Po drugie, nie lubię "lanserów", a mój styl jest zdecydowanie nie-klubowy. Po trzecie, szukanie nieznajomych w klubie to jak randka w ciemno - miotanie się i strata czasu na próby i błędy. O wiele szybciej można ludzi wstępnie przegadać i poznać przez net. Myślę, że to nawet o tyle lepsze, że w necie ludzie tak nie pozują i bywają bardziej naturalni. Ja nie chcę kogoś oceniać po tonie pudru jaki sobie dał na nos, ale po tym jak się z nim rozmawia i co w tej rozmowie wyczuwam. Na wąchanie pudru przyjdzie czas potem ;-)

    Aha jeszcze jedna drobna zaleta Internetu - zapuszczając czata mogę coś pożytecznego robić na kompie równolegle. W klubie po prostu tracę czas :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przykre jest to co przeczytałem w odpowiedzi na mój komentarz. Zastanawiam się czy w ten sposób nie stałeś się zbyt aspołeczny... ale to niestety już nie mój problem.

    Do klubów nie chodzą tylko sami lanserzy... zbyt generalizujesz...

    A co do czatowania... słowo pisane można źle odbierać niż słowo mówione!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jasne że do klubów nie chodzą sami lanserzy, ale w ich obecności czuję się sztucznie po prostu. Dlatego za klubami nie przepadam. Co do kontaktu z drugą osobą - wszystko można źle zrozumieć, słowo mówione czy pisane - obojętnie. Wielu ludzi jest zakłamanych i kłamliwych, real nie daje im automatycznie legitymizacji ludzi prawdomównych. Ja korzystam chętniej z netu bo jest dla mnie wydajniejszy i wygodniejszy - ale to kwestia gustu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Właśnie widać tą łatwość i wydajność netu... ale cóż, powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  6. Na pewno większa wydajność netu niż włóczenia się po lokalach od weekendu do weekendu :-)

    Postawmy sprawę jasno - każdy używa takich narzędzi, jakie uznaje za najlepsze. To kwestia gustu - a o gustach, jak wiadomo, się nie rozmawia :-)

    OdpowiedzUsuń