Jest takie powiedzenie - Boże ratuj mnie od przyjaciół bo z wrogami sobie sam poradzę. I trochę jest w nim racji. Przekonałem się po tym, gdy się pokłóciłem z moim Byłym o jego chęć pomagania mi.
Otóż mój Były uwziął się na pomaganie mi na siłę. I to pomimo tego, że wyraźnie mu za jego pomoc podziękowałem. I ta postawa tak mnie zirytowała, że bez wahania gotów byłem zerwać z nim znajomość, gdy w czasie kłótni na GG sprawa stanęła na ostrzu noża. Skoro gotów byłem bez wahania przekreślić dalszą znajomość z kimś, z kim nie żałuję tego co przeżyliśmy razem - to znaczy, że było naprawdę źle.
Może ja jestem okropnym, egoistycznym skurwysynem - ale mam taką zasadę, że nie pomagam innym ludziom, gdy nie czuję się w tym kompetentny. Bo w takim przypadku mogę jedynie zaszkodzić. I tego samego oczekuje od innych. Jeśli nie potrafią wczuć się w moją sytuację, niech mi nie próbują pomagać, bo będzie to jedynie niedźwiedzia przysługa.
Mój Były widać uważa, że jest inaczej. Zna mnie ponad rok, mieszkaliśmy 4 miesiące razem - więc myśli że zna mnie dokładnie. Owszem, wie o mnie dużo - ale nie zna mojej wewnętrznej sytuacji emocjonalnej, bo po prostu nie przeżył nigdy czegoś takiego jak ja. Nie jest więc w stanie wczuć się w moją sytuację, zrozumieć ją - i pomóc. Ma dobre chęci, ale nie ma kompetencji.
Ja tak samo nie umiem się wczuć w jego sytuację, więc nie wyskakuję do niego w taki sposób. Chętnie pomogę mu we wszystkim, w czym jestem w stanie. Chętnie przyjmę pomoc we wszystkim, w czym on jest w stanie mi pomóc. Ale nie chcę, aby on przeszkadzał mi pod pretekstem pomagania. Primum non nocere - jak głosi stara medyczna zasada - po pierwsze nie szkodzić.
A mój Były jeszcze się chwalił, że konsultował się z moim poprzednim byłym i stąd uważa, że znają moją sytuację. Nie znają, bo nie mieli podobnej w swoim życiu. Tylko były mający podobną sytuację do mojej mógłby mi sensownie pomagać. Inni będą tylko dawali dobre rady na ślepo, a zatem nic nie warte.
Bardzo wiele zawdzięczam mojemu Byłemu - sam fakt bycia z nim w związku bardzo mi pomógł w wielu sprawach. Ale na razie głębszej pomocy on mi nie jest w stanie udzielić. Dlatego nie raz grzecznie mu za jego dobre chęci dziękowałem. Gdybym wiedział, że on może mi pomóc - nie wahałbym się skorzystać z jego pomocy. Ale tak niestety nie jest. I zamiast miłych relacji z moim Byłym - doszło do ostrego starcia jego uporu i mojej irytacji.
Zabawne, mój Były napisał na swoim blogu, że zarzucam mu, iż pomógłby mi gdybyśmy byli razem. Oto klasyczny przykład niezrozumienia - mój Były zrozumiał, że chodzi o pomoc mi przez powrót do bycia razem. A mnie chodziło o to, że gdyby nam się udało być razem (ale się przecież nie udało), to by mi to pomogło. Na dodatek on jest przekonany, że ja się staczam w dół. I dobrze, bo takie wrażenie może odnieść z moich rozmów prowadzonych z nim półgębkiem. Ja się nie staczam, ja po prostu (obecnie) stoję w miejscu, gdyż moje poszukiwania nie dały jeszcze rezultatu. Ale nie miały go dać od razu, więc to nie jest klęska, tylko zamierzone oczekiwania na rezultaty. A jeśli chodzi o aktywność, to naprawdę mocno pracuję nad tym, aby był rezultat - więc raczej się nie staczam, co mozolnie wspinam.
Dlaczego więc nie dzielę się tymi informacjami z moim Byłym? Mam wrażenie, że nasza przyjaźń leci w dół na łeb na szyję. A winna jest temu jego zaborcza chęć "pomagania" mi. I dufne przekonanie, że on wie jak mi pomóc. Zaczyna się zachowywać jak Niedźwiedź-od-Przysług, a od kogoś takiego trzeba się trzymać na dystans, aby nie zakosił pazurem - oczywiście w dobrej wierze ;-)
Na szczęście nie wierzę w to, abyśmy się rozstali jako znajomi czy przyjaciele. Ale już sam fakt, że bez wahania gotów byłem na to, bardzo mnie smuci - niełatwo doprowadzić mnie do takiego wkurzenia.
A zatem nie pomagajmy nikomu na siłę - i nie uważajmy, że sami wiemy lepiej od innych jak im pomóc. Czasem tak może być, ale nie zawsze. Niedźwiedzią pomocą możemy jedynie zaszkodzić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz