piątek, 15 lipca 2011

Nie szanowałem cię...

12 czerwca 2011 
Gadałem tego dnia z moim byłym na GG, opisywał mi randkę ze swoim nowym facetem (bo wszystko wskazuje na to, że z nim będzie - a perspektywy dnia publikacji już wiem, że z nim jest). I co ciekawego jeszcze napisał? Otóż zapowiedział, że powie mi dlaczego było źle między nami - ale może mnie to zaboleć. Oczywiście poprosiłem o szczerość - a skoro ma mnie zaboleć, to wina jak sądzę leży po mojej stronie...

A prawda okazała się zaskakująca - to mój były nie szanował mnie jako faceta i przyjaciela. Że czasem się wydzierał na mnie - nie w sensie wysokości głosu, ale krytykowania mnie - a jego obecny facet nie da się tak podejść. Bo może jest typem maczo - a ja jestem typem dyplomaty. Słucham cierpliwie, nie kłócę się, czasem można nawet odnieść wrażenie że bezwolnie nadstawiam drugi policzek. A jak jest w istocie? Jak w dyplomacji - za niewinną i grzeczną fasadą pałacu wre ciężka i bezwzględna praca gabinetów. Nie kłócę się, nie zgrywam maczo, nie mam przesadnej potrzeby aby nikt mnie nie krytykował - korona mi z głowy nie spada. Ale myślę swoje i umiem oceniać sytuację.

Mój były nie szanował mnie - to może trochę określenie na wyrost. Ale ziarno prawdy w tym jest. Cóż, sam sobie winien za to. Nie powiem, że rozwalał tym nasz związek. Choćby dlatego nie powiem tak, bo wiem jak wygląda prawdziwe rozwalanie związku. To jest w wykonaniu mojej żony - ona niestety ma taki charakter (ale nikt nie jest przecież idealny) że tylko krytykuje, a nigdy nie motywuje. I te krytyki - najczęściej w bardzo drobnych, codziennych sprawach - kruszą związek jak krople skałę.

To, co robił mój były, to raczej było nie stworzenie dobrego klimatu ciepła w związku. A brak takiego klimatu się potem odbija czkawką, szczególnie gdy ktoś bardzo konkretnie wie czego szuka w związku, jak ja. Ja jestem wyczulony na takie sytuacje. Jeśli one mają miejsce, to się czuję niekomfortowo, a to potem wpływa na dyskomfort bycia z kimś.

Mój były to był wspaniały chłopak, zakręcony na swój sposób. Ale nie miało być chleba z tej mąki - widać to wyraźnie. Miała być ostateczna lekcja i matura w szkole życia. Może jestem szalony, ale wiele różnych, pozornie nie związanych ze sobą, wydarzeń i faktów, układa się w coraz bardziej logiczny plan. Plan nauczenia mnie i ostatecznego przetestowania, ale z opcją taką samą ja w przypadku poprzednich lekcji - chłopak zrobił swoje, chłopak może odejść. I to nie ja go odsuwam od siebie, nie ja go porzucam. To on albo mnie porzuca, albo jest odsuwany przez zewnętrzne okoliczności. Tak jakby sam Bóg go ode mnie odsuwał. Przecież przerobiony i zaliczony podręcznik nie jest już potrzebny i można odnieść go do biblioteki...

Teraz coraz wyraźniej widać, jaki jest ten plan, który rok temu się realizował. Jak zawsze, ex post widać wszystko - i cała, zbyt misterna jak na splot przypadków, koncepcja jest coraz lepiej widoczna w swej okazałości.

Tylko pytanie, które jako jedyne mnie nurtuje obecnie, jest takie - co teraz, w boskim planie, jest mi pisane?

1 komentarz:

  1. A może to początki schizofrenii? ;P

    Wiesz,ja już dawno temu zostałem odarty ze złudzeń,że może zaistnieć coś takiego,jak szczęśliwy związek męsko-męski.
    Miłość też przechodzi różne fazy.
    Z czasem początkowa gorączka opada i gros małżeństw z długim stażem jest ze sobą głównie z powodu przyzwyczajenia.Stabilizują się,dorabiają wspólnego majątku,dzieci i nie chce im się czegokolwiek zmieniać.
    No i uczą się żyć z wadami drugiej połowy.
    Geje rzadko wychodzą poza etap zauroczenia.Są megalomanami,egotykami i w gruncie rzeczy egoistami (większość).
    Kiedy mija faza idealizacji i okazuje się,że partner w ogóle ma jakiekolwiek wady (a przecież każdy jakieś ma!)znudzi się albo w pobliżu pojawi się ktoś dla nich ciekawszy,zwyczajnie puszczają go w trąbę.

    Genet napisał,że "kochamy się,ale jest to miłość bez miłości" i to są najtrafniejsze słowa o homoseksualistach,jakie w życiu przeczytałem.

    Pozdrawiam ze swojej zalanej słońcem i niemieckimi turystami sterty starych cegieł,
    KaJot

    OdpowiedzUsuń