środa, 8 czerwca 2011

Inteligencki faszyzm...

Moja rodzina jest inteligencka. Wszyscy mieli wykształcenie wyższe, a niektórzy jeszcze wyższe niż wyższe ;-) Tak samo w rodzinie żony. Dlatego - w imię "inteligenckiego faszyzmu" - oczekuję od chłopaka, który miałby stać się moim partnerem, takiego samego wykształcenia.

Wiem, że to tylko papierek dla spokoju sumienia :) I śmieszy mnie, że niczym bursztyn przyciągający skrawki ja przyciągam chyba ludzi mających najczęściej wykształcenie jedynie średnie, a czasem nawet zawodowe. Są nadmiernie obecni wśród osób, które się ze mną kontaktowały.

Co innego, gdy ktoś pracuje w powszechnie szanowanym zawodzie - jest na przykład górnikiem. To ciężka i czasem niebezpieczna praca, misja wręcz. Albo ktoś jest szyprem kurta rybackiego - od razu staje przed oczyma przystojny George Clooney w "Gniewie Oceanu" :-)

Czasem jednak takie "tylko" zawodowe wykształcenie u kogoś poznawanego bardzo przeszkadza niczym drzazga. Drzazga w d... - usiąść się nie da. I człowiek szuka dalej. Zapomina tylko unieść dłoń w geście "zamawiania piwa". Heil Magister!! Inteligencki faszyzm ;-)

Niedawno się zastanawiałem, czy wyższe wykształcenie daje gwarancję poziomu intelektualnego. Myślę, że nie daje - nie przesądza o takim poziomie, rozumianym jako pewna kultura osobista, umysłowa. Przejawia się ona w zachowaniu, zasobie słów, umiejętności używania trudniejszych wyrażeń, bardziej złożonego opisywania rzeczywistości. Są bowiem osoby mające - formalnie - znacznie skromniejsze wykształcenie, ale nie różniące się poziomem intelektualnym od magistra. To kwestia oczytania, ciekawości wiedzy, kontaktu z bardziej skomplikowanymi treściami (bardziej wymagającymi niż towarzyskie ploteczki i płytkie historyki, których pełno w mediach).

Myślę jednak, że w znacznej liczbie przypadków osoba nie posiadająca wyższego wykształcenia ma węższe horyzonty intelektualne. To pojęcie nie jest jednoznaczne z poziomem intelektualnym. Poziom kojarzy się z wysokością. I tak jest w tym przypadku. To jest określona "wysokość myślenia". Natomiast niezależnie od tego na jakiej "wysokości myślenia" się znajdujemy można mieć szersze lub węższe horyzonty intelektualne. Ktoś, kto ma - bardzo potocznie i schematycznie rozumiane - wykształcenie zawodowe, może mieć te horyzonty żałośnie wąskie. Przysłowiowo może się koncentrować na takich elementach życia jak picie alkoholu z kolegami, uprawianie seksu, kibicowanie na meczu piłkarskim czy pójście na ryby. Osoba bardziej "szeroko" otwarta może mieć więcej form aktywności - spacer, rower, książka, film, spotkanie z przyjaciółmi, własne pasje i zainteresowania, i tym podobne

Nie mówię tu już o kompletnie przesadzonych intelektualnych horyzontach - o ludziach mających przesadne, przeambicjonowane zainteresowania. Pachnące w znacznej części snobizmem i utajoną chęcią pokazywania samemu sobie, że jest się intelektualnym i kulturowym tytanem. Tacy "koneserzy" nie przepuszczą tygodnia bez ambitnej sztuki teatralnej, alternatywnego kina czy wystawy. Będą się nakręcali sztuką, której nawet sam autor nie rozumie - a która jest pożywką dla żonglujących interpretacjami krytyków. Można mieć głębsze zainteresowania, ale nie warto popadać w intelektualną lewitację, w oderwaniu od świata. Po prostu, czasem wystarczy rozwinąć skrzydła i pofrunąć - ale nie znaczy że trzeba ciągle latać na najwyższym pułapie...

W sumie trzeba mieć umiar we wszystkim - w rozpasaniu umysłowym także. Ale też warto mieć pewien poziom. I choć na szczęście posiadane skromniejszego wykształcenia nie jest negatywnie rozumianą gwarancją niższego poziomu lub horyzontu intelektualnego, to jednak pewne ogólne prawidłowości niestety są. Zdecydowanie bardziej prawdopodobne jest dogadanie się w znacznie większej liczbie tematów z kimś po studiach, niż z kimś po szkole zawodowej. Ten inteligencki faszyzm jednak ziarnko prawdy w sobie ma :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz