Mam ochotę się namiętnie pierdolić z chłopakiem. Delikatnie go dotknąć i czuć jak przyjmuje dotyk. Niby niewinnie go dotykać i czuć jak on bezwstydnie swoim ciałem pręży się, pokazując jak mu dobrze. Potem zacząć nieśmiało muskać go ustami, a raczej krańcem warg, po szyi. Bo nie mam odwagi na więcej? Nie, bo się z nim przekomarzam. Bo czuję jak nieśmiały dotyk go rozpala. A potem "nieśmiałe" spojrzenie mu w oczy. I delikatny pocałunek. Najpierw delikatny, a potem coraz bardziej głęboki, ale nadal delikatny. Tak delikatny, aby niewinne drażnienie od środka warg powodowało ekstatycznie łaskoczące doznania. I wzrost napięcia. Wzrost napięcia aż do szaleństwa.
A potem stopniowe rozebranie się, położenie w łóżku. I pieszczenie ustami oraz językiem całego ciała. Czuję jak on bez zahamowań oddaje się temu. Jest bezwstydnym pedałem. A ja się z nim bezwstydnie pierdolę jak pedał. Sięgam do jego penisa i delikatnie go smakuję. A on może mruczeć "ssij go kurwo" - ekspresja w wulgarności czyni cuda, gdy ludzi łączy uczucie. Ale to temat na jutrzejszy post. Dziś mam ochotę się po prostu pierdolić ;-)
I pierdolę się. Tańczę ustami, językiem, a nawet oddechem - po penisie chłopaka. Czuję jego coraz większe napięcie. Aż wreszcie jest szaleństwo i on tryska mi w usta. Tryska bez umiaru. Co za pyszota. Mleczko prosto z jego ciała. Uczta. Nektar. Rozkosz.
Ale nie jestem sam. Podnoszę się i chwilę patrzymy sobie w oczy, moje zakochane i jego też zakochane - choć nieprzytomne. I całujemy się - to jest oczywisty odruch uczucia, miłości, bycia razem. Boże jak pięknie się całować ze spermą chłopaka w ustach. Czuć jak nasze języki i wargi się sklejają nią. Jak ten nektar pieni się pod wpływem naszych języków. Taka rozkoszna pianka. Słodka pianka miłości.
Ale po co o tym piszę? I tu dochodzimy do sedna. Mam ochotę się pierdolić. To już wiadomo. Ale czy to znaczy, że się będę pierdolił? Niekoniecznie.
Nie chodzi o to że chcę się pierdolić, ale nie będę się pierdolił - z powodów obiektywnych, czyli z braku osoby do seksu. Nie byłoby sensu pisać o tym notatki. Z próżnego, jak mawiają, i Salomon nie naleje. Nie chodzi więc o to.
Chodzi o coś znacznie ważniejszego - o zasady. Mam ogromną ochotę na seks i potrzebę seksu. Ale to nie znaczy, że będę seks robił z tego powodu. Ochota to jest ważny argument za seksem. Ale seks nie jest wartością samą w sobie. Nie powinno się go robić tylko dlatego, że się ma ochotę. Seks powinien mieć swoje miejsce w miłości i związku ludzi.
W moim opisie seksu pisałem o uczuciu. O emocjach. O namiętności. Tego nie ma w tracie seks dla sportu, dla seksu, dla zabawy. To nie jest taki seks, jakiego pragnę i jakiego mi potrzeba. To, że mam ochotę na seks, nie znaczy, że mam ochotę na każdy seks.
Rożnica między człowiekiem a zwierzęciem jest taka, że zwierzę niewolniczo ulega seksualnemu popędowi, a człowiek nie. Otóż wielu gejów to są w tym znaczeniu zwierzęta. Nie kontrolują swojego popędu. A seks dla popędu nie jest najpiękniejszym seksem jaki istnieje. Jest najgłupszym. Można mieć ogromną chęć na seks - ale niekoniecznie trzeba się zadowalać byle czym. A byle czym jest seks bezduszny, mechaniczny i nieszczery.
Mam ochotę na seks - ale na seks w miłości. Nie mam żadnych zahamowań przed takim seksem, i gdybym kogoś odpowiedniego poznał - mogę się z nim kochać choćby dzisiejszej nocy. Oczywiście kochać na kredyt - bo w krótkim czasie nie pozna się kogoś dobrze. Ale można kogoś wyczuć, zaufać mu i obdarzyć seksualnym kredytem uczucia. Taki seks można uprawiać. I tylko taki, bo inny po prostu nie ma sensu. Jest jedynie wyższym stadium onanizmu.
Jest czymś, co też robiłem, ale co tak naprawdę nie ma sensu. Wydaje się fajne, ale nie spełni mnie w środku, nie da mi tego, czego mi potrzeba, Nie da takiej radości, energii, odprężenia. To jest tylko onanizm w szerszym gronie.
Więc mam ochotę się pierdolić. Ale nie mam ochoty pierdolić się bez sensu ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz