poniedziałek, 23 maja 2011

Czy miłość trzeba kupić?

Temat bulwersujący. Miłość za pieniądze. Czyli po prostu prostytucja? Niekoniecznie :-)

Prostytucja, to jest zarabianie pieniędzy na seksie - nie na miłości, bo trudno sobie wyobrazić miłość u osoby prostytuującej się. Oczywiście mam na myśli miłość w "czasie pracy". Można sobie wyobrazić historię w stylu "Pretty woman", marzenie o księciu z bajki, który da się kochać i da kasę ;-) Ale nie o tym chcę dziś pisać.

Można pisać o sprzedawaniu się gejów. Czyli, jak to się "marketingowo" zwykło nazywać - szukaniu sponsora. Nie nazwałbym tego prostytucją, bo mnie się ta ostatnia kojarzy z profesjonalizmem zawodowym. Ktoś uprawiający prostytucję tylko się z tego utrzymuje i wykonuje wiele, nieraz kosztownych inwestycji, w swój wygląd czy edukację (np. zna języki obce, orientuje się w wielu sprawach aby być dobrym partnerem do towarzystwa dla wymagających klientów). Zaś amatorzy sponsa raczej sobie mniej lub bardziej udolnie dorabiają.

Czy szukanie sponsa zasługuje na potępienie? Moim zdaniem zdecydowanie nie. Dlaczego? Przede wszystkim - to jest do nas wszystkich - aby rzucać kamieniem, trzeba samemu być bez grzechu :-) Nie jesteśmy bez grzechu (w wielu różnych sprawach) - więc nie silmy się na fałszywie umoralniające piętnowanie kogoś. Po drugie - nie potępiam osób, które odpowiadają na rynkowe zapotrzebowanie. Jest popyt - to pojawia się podaż. Takie są prawa rynku. Raczej należy "podziwiać" tych ludzi za ich "przedsiębiorczość".

Jeśli potępiać, krytykować - to zdecydowanie tylko tych, którzy oferują pieniądze za seks. Czyli tych, którzy tworzą popyt. Oni są odpowiedzialni za tą sytuację - i także za ewentualne zepsucie tych, którzy zakosztowawszy sponsorowanego seksu wpadają w ułudę przekonania, że to recepta na łatwe życie. A często jest to recepta na łatwy koniec - człowiek żyje beztrosko, póki uroda mu daje klientów. A potem może się nagle okazać, że wypada z obiegu i jest w ciężkiej dupie - nie ma wykształcenia, zawodu, pracy. Był tylko motylkiem latającym z kwiatka na kwiatek. I nie pomyślał o swojej przyszłości...

Ale mój post nie dotyczy tak naprawdę sponsoringu. Poruszyłem ten temat dla szerokiego naświetlenia sprawy seksu za pieniądze. Chcę się jednak skupić na tym, co mnie naprawdę bulwersuje.

A bulwersuje mnie natrętne przekonanie niektórych panów, szczególnie tych bardzo starych i nie mających wzięcia. Albo młodych i przekonanych o niepodważalnych zaletach swojej urody. Bo przeważnie ten pogląd głoszą osoby z tych ekstremalnych grup. A ów pogląd jest taki, że w mojej sytuacji (wiek, uroda, wymiary) nie ma dla mnie innej możliwości jak kupowanie seksu. To zabawne, gdy się taką "radę" daje osobie szukającej związku, a nie seks przygód :-)

Może jest to projekcja utajnionych marzeń doradzających mi w ten sposób? Starsi panowie pomagają sobie kasą, bo to proste pójście na łatwiznę. Młode ciacha marzą o łatwej kasie i bulwersuje ich perspektywa budowania jakiejkolwiek wymagającej wysiłku relacji.

A moim zdaniem jest to bardzo obraźliwe dla wszystkich osób szukających związku. Dla ludzi, którzy wiedzą, że potrzeba im uczucia i bliskości. Nie dla idei - ale dla bardzo konkretnego zaspokojenia potrzeb życiowych. Bo ci ludzie mają popyt na oparcie, motywację życiową, wsparcie (od kogoś ale i dla kogoś). Traktują związek jak uczciwą relację kupiecką, przynoszącą uczciwe korzyści dla obu stron. Relacja kupiecka - ale walutą w niej nie są pieniądze, lecz uczucia, ciepło, bliskość, zaangażowanie, namiętność. Podobne do pieniężnego handlu pozostają jedynie zasady kupieckiej solidności i uczciwości. Zaś "finansowanie" odbywa się na kompletnie innej płaszczyźnie.

To, że znalezienie kogoś odpowiedniego jest bardzo trudne - jest rzeczą oczywistą. To prosta arytmetyka. Szansa na to, że poznam kogoś komu ja się pod każdym względem spodobam (uroda, charakter, przyzwyczajenia, styl życia etc.) jest niewielka. Szansa na to, że ktoś mi się tak samo spodoba jest również niewielka. A te dwie niewielkie szanse trzeba przez siebie przemnożyć - i wychodzi szansa minimalna. Ale ona zawsze jest. I choćby najmniejsza, może się zdarzyć w każdej chwili.

To, że szansa jest minimalna nie oznacza jednak, że należy na siłę szukać kogoś, pomagając sobie dopalaczem finansowym. Jeśli się szuka związku, to się nie kupi uczucia. Kupić można seks i pasożytnicze przywiązanie kogoś. Tego ze związkiem mylić się nie powinno :-)

Dawanie "mądrych rad", które w nieuprawniony sposób generalizują, jest dowodem czyjejś głupoty. Pokazuje prostactwo czyjegoś ograniczonego myślenia. Świat jest na szczęście bogaty w różne desenie, a ludzie są bardzo różni i kierują się bardzo różnymi pobudkami dla swego działania.

Wrzucanie wszystkich do jednego worka pokazuje tylko jedno - że wrzucający sam ma worek. Na swojej głowie ;-)

1 komentarz:

  1. Na początku od bloga odstraszyła mnie zdjęcie nagiego faceta. Ale po czasie wróciłem, żeby poczytać. A jest co czytać (zdjęcie jak mniemam to incydent).

    OdpowiedzUsuń