Karazhan - to se ne vrati ;-) Albo "vrati" jako pięcioosobowy dungeon. Kto nie grał w World of Warcraft, ten nie zrozumie magii otaczającej magiczną wieże magicznego czarodzieja - Medivha. Ten nie zrozumie furii Attumena i Midnight, zwodniczej uprzejmości Moroesa, wojowniczej cnoty Maiden, niezapomnianego przedstawienia w operze, robotycznej kurateli Kuratora. Nie zrozumie grzechotu kości Nightbane'a, uniżonej ofiarności Ilhofa, eteryczności Netherspite'a, strachu Arana, piękna szachów granych z Medivhem oraz wyniosłości księcia Malchezaara.
Byłem dziś moją 71-tką na wspomnieniowym rajdzie. Kolega prowadzący rajd barwnie opowiadał o całości. To był rajd dżentelmenów - "poproszę o pull", "dziękuję". Coś niebywałego. Wspomnienia i piękno kulturalnej współpracy ludzi - w jednym. Cieszę się, że przeżyłem Karazhan jeszcze raz. I to w taki sposób. Warto było po raz trzeci robić chain na klucz do Kara, bo chciałem tam wejść z podniesioną głową, otwierając zamkniętą dla innych kratę własnym kluczem, danym mi przez Medivha osobiście :-)
Dzięki temu, że gram w World of Warcraft łatwiej mi znosić samotność i brak chłopaka, z którym mógłbym zasypiać i budzić się codziennie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz