Dodałem jedno zdanie do mojego opisu, na które naprowadziła mnie lektura jednego z profili na Fellow. Zdanie, które już się przewijało na tym blogu - mam na myśli jego sens, a nie bezpośrednią formę.
Długo się trudziłem z doborem słów, aby wszystko zmieściło się w jednej linijce - ale wreszcie się udało i wygląda to tak:
Miłość sprawi, że mimo napalenia - przegadasz z kimś noc bez seksu :-)
To jest łatwe i niełatwe zarazem. Łatwe, bo gdy kogoś poznajemy i czujemy, że to może być to - wtedy mamy ochotę poznawać go w rozmowie, zgłębiać jego charakter. Ale też im bardziej mamy przekonanie, że trafiliśmy na właściwą osobę, tym bardziej mamy ochotę na seks z nią - jako na przypieczętowanie tego uczucia. W efekcie poruszamy się jakby po linie. Cienka lina rozmowy, pod którą jest wielka przepaść potencjalnej namiętności.
Suche opisywanie tego jest jednak złudne. W rzeczywistości jest bowiem czynnik, którego nie da się opisać - radość z bliskości drugiej osoby. To mieszanie się biopola z drugim człowiekiem, pozostawanie w jego aurze, jest samo w sobie doznaniem na granicy rozkoszy seksu. Dzięki temu jest mniejsze parcie na seks. Ale to tylko parcie utajnione - jeśli seks się prędzej czy później pojawi, to wybucha jak beczka prochu. I właśnie taki seks jest najpiękniejszy.
Bliskość jest kluczem do miłości. Bliskość sprawia, że seks jest maksymalnie namiętny - nawet wyuzdany, bezwstydny czy perwersyjny, choć tak to tylko wygląda z zewnątrz. Dla zakochanych nie ma takich odczuć - oni kochają się po prostu maksymalnie. Robią wszystko, co chcą robić.
Ale bliskość sprawia także, iż można z kimś przegadać całą noc bez dotykania go. Bo zarówno rozmowa, jak i namiętny seks, pozwalają zbliżać się do ukochanej osoby. Albo dopiero "ukochiwanej".
Dlatego szukam bliskości i jestem optymistą - bo wierzę, że gdy jest bliskość, to reszta spraw jest do ogarnięcia, i to prościej niż nam się teoretycznie wydaje ;-)
Bo życie jest proste - tylko my, ludzie, nadmiernie je sobie komplikujemy ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz