Inna historia związana z "rowerową" wyprawą do Wilna. Jadąc tamtejszą autostradą - zamieszczam zdjęcie, bo nikt nie wierzy, że na Litwie autostrada wygląda jak nasza droga gminna - zatrzymaliśmy się na postój na jakimś cichym parkingu. Termosy - kawa, herbata - kanapki. Słowem pełna kultura spożywcza. I sami jesteśmy, a parking oddzielony szpalerem choinek od drogi. Tylko daleko jest zaparkowany jakiś samochód i ktoś koło niego stoi.
Pogoda śliczna, słońce. Chce się żyć. Nie tylko nam - wielka mucha przysiadła na dachu samochodu. Mój Ukochany poluje na nią aparatem - potem wyjdą fajne zdjęcia. Przytulamy się i całujemy. Chce się żyć. Hurra - świat leży u naszych stóp, choć akurat nie mogę teraz lizać stóp mojemu Chłopakowi ;-)
Pożeramy sobie spokojnie kanapki. Rozkoszujemy się słońcem. Niepozorny samochód, który był daleko zaparkowany, wyjeżdża z parkingu. Nie zauważylibyśmy go, gdyby nie stanął przy nas na chwilę i ktoś nie odezwał się do nas - zapewne po białorusku. Patrzymy - a w aucie para ślicznych chłopaków. Nie cioty, nie ciacha. Ale chłopaki - śliczne jak słońce, jak pogoda, jak piękne niebo nad nami, jak miłość w naszych sercach.
Stoimy jak wryci, zamurowani - nie wiemy co powiedzieć. A oni odjechali - tylko zobaczyliśmy literki BY na rejestracji. Białorusini.
I nagle mój Ukochany się wali w głowę. To była para gejów. Przesympatycznych gejów. Nagle mu się ułożyły obrazy z jego własnego oko-rejestratora. Oni tam, daleko, na drugim krańcu parkingu, się kochali. Po prostu uprawiali seks. Anal. Kochali się. Ktoś powie - może rżnęli, jebali? Nie. Na ich twarzach, w ich sercach było widać miłość. Oni się tam kochali ze sobą. Tak jak my, przytulając się, całując, czule pieszcząc.
Nie wiemy czy się z nami przywitali, czy gratulowali, czy tylko chcieli nas pozdrowić. Wiemy jedno - że do końca życia będziemy żałowali, iż nie zdążyliśmy z nimi pogadać - pewnie znali angielski - i nie wymieniliśmy z nimi kontaktu. Ilekroć potem, w Warszawie, widzieliśmy pary przegiętych ciot, które na kilometr "pachną" naszą orientacją, tylekroć żałowaliśmy, iż nie poznaliśmy tych Białorusinów :-)
To przykre, ale też piękne. Dla spojrzenia im w pełne miłości oczy - warto żałować nawet braku późniejszego kontaktu. Ich miłość jest zaraźliwa - i my też chorujemy ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz