Próba poznawania ludzi na czacie czasem sprawia, że możemy pokusić się o pewną refleksję nad cudzym lub też naszym własnym życiem. Taką zabawną i pouczającą historię miałem wczoraj, gdy wlazłem sobie na czata leżąc w łóżku i odpaliłem czat równolegle do brydża granego na telefonie komórkowym. Szczerze mówiąc, nie bardzo mi w tym brydżu przeszkadzał. Zauważyłem w głównym oknie rozmowy czata pewnego chłopaka, który anonsował, że szuka do związku. Dlatego zaciekawiło mnie, gdy do mnie zagadał.
Jednak bardzo szybko rozmowa zaczęła być ciekawa z innego powodu. On zapytał mnie czym zajmuje się zawodowo, a sam powiedział, że jest fryzjerem i ma własny salon. Ponieważ w nicku miał wypisany wiek 23 lata, więc logiczne wydało mi się zapytanie go o to, czy ma bogatych rodziców. Bo raczej wątpię, żeby ktoś dorobił się jako fryzjer i w ciągu trzech-czterech lat był w stanie stworzyć własny salon. Może jednak się mylę - ciężka praca, niewielkie koszty wynajmu pomieszczenia, zaczynanie ze skromnym początkowym wyposażeniem być może wystarczy.
W sumie podobno takich zamożnych rodziców nie miał. Ale bardzo szybko skompromitował się czymś innym - zapytał mnie o to, czy jestem zamożny. Nie chodzi tu o to, że (jak to się mówi) dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają. Chodzi o to, że takie pytanie wprost sugeruje, że chce się być czymś utrzymankiem, lub szuka się tylko kogoś do układanki pod względem finansowym i pokazowym. Zapytał mnie też o to, czy żyję na poziomie - a więc w domyśle, czy mam przysłowiową skórę, furę i komórę. Zadeklarował też, że fajnie jest wydawać kasę. A ja odpowiedziałem mu na to zgodnie z prawdą, że życie w ciągu ostatnich lat nauczyło mnie wiele i że zamożność mam w dupie, bo przekonałem się z własnego doświadczenia, że pieniądze szczęścia nie dadzą (choć oczywiście napomknąłem, że lepiej je mieć) - a miałem kiedyś pieniędzy full, więc wiem co mówię.
Mój rozmówca już nic więcej nie napisał, ani nie zamknął okna priva - widocznie przy całej swojej zamożności zapomniał zainwestować w szare komórki ;-)
Jednak bardzo szybko rozmowa zaczęła być ciekawa z innego powodu. On zapytał mnie czym zajmuje się zawodowo, a sam powiedział, że jest fryzjerem i ma własny salon. Ponieważ w nicku miał wypisany wiek 23 lata, więc logiczne wydało mi się zapytanie go o to, czy ma bogatych rodziców. Bo raczej wątpię, żeby ktoś dorobił się jako fryzjer i w ciągu trzech-czterech lat był w stanie stworzyć własny salon. Może jednak się mylę - ciężka praca, niewielkie koszty wynajmu pomieszczenia, zaczynanie ze skromnym początkowym wyposażeniem być może wystarczy.
W sumie podobno takich zamożnych rodziców nie miał. Ale bardzo szybko skompromitował się czymś innym - zapytał mnie o to, czy jestem zamożny. Nie chodzi tu o to, że (jak to się mówi) dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają. Chodzi o to, że takie pytanie wprost sugeruje, że chce się być czymś utrzymankiem, lub szuka się tylko kogoś do układanki pod względem finansowym i pokazowym. Zapytał mnie też o to, czy żyję na poziomie - a więc w domyśle, czy mam przysłowiową skórę, furę i komórę. Zadeklarował też, że fajnie jest wydawać kasę. A ja odpowiedziałem mu na to zgodnie z prawdą, że życie w ciągu ostatnich lat nauczyło mnie wiele i że zamożność mam w dupie, bo przekonałem się z własnego doświadczenia, że pieniądze szczęścia nie dadzą (choć oczywiście napomknąłem, że lepiej je mieć) - a miałem kiedyś pieniędzy full, więc wiem co mówię.
Mój rozmówca już nic więcej nie napisał, ani nie zamknął okna priva - widocznie przy całej swojej zamożności zapomniał zainwestować w szare komórki ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz