wtorek, 4 października 2016

Jesień z pierwszej ręki

Zbliża się jesień. To nie tylko jesień w kalendarzu (już zresztą od dwóch tygodni istniejąca), ale także jesień w pogodzie. Deszcze, plucha, chłody, wiatry. Ale jakoś inaczej odczuwałem taką jesień wielkim mieście. Mimo wszystko człowiek miał chyba poczucie, że wielkie miasto go jakoś grzeje. I nie ma w tym wiele przesady. Ustawiłem sobie dwie miejscowości w widżecie pogodowym w telefonie - Warszawę i miasteczko najbliższe mojej obecnej lokalizacji. Ciekaw byłem, czy pogoda w nich się będzie w ogóle różniła.

I różni się. Nie tylko na zasadzie takiej, że tu deszcz a tam nie pada. W samej Warszawie bywało tak, że pada w jednej dzielnicy i nie pada w innej. Ale chodzi także o temperaturę. W Warszawie jest co najmniej o jeden stopień ciepłej. To normalne - miasto podnosi temperaturę. Grzeje tam masa obiektów, spaliny z samochodów, bloki tamują zbyt łatwe wywiewanie cieplejszego powietrza przez wiatry. W sumie jednak nie tylko temperatura różni mnie od Warszawy, Także to, że w nocy jest piękne rozgwieżdżone niebo i to, że zza okna nie ma jasnej łuny od ulicznych latarni.

A przede wszystkim to, że gdy otwieram drzwi od domu, to wychodzę od razu na dwór. Prosto na dwór. Dlatego często, nawet teraz na jesieni, chodzę po dworze na mikro spacer nad pobliski kanał tak ubrany, jak jestem w domu, czyli w klapkach na bosaka, w krótkich spodenkach - jedynie zakładam polar lub sweter dodatkowo. W domu uwielbiam krótkie spodenki - poco wycierać spodnie gdy nikt nie patrzy na mnie? Ale na zewnątrz wolę (nawet w najbardziej upalne dni) długie spodnie. A teraz wychodzę w krótkich, bo przecież nie będę ubierał spodni na kilkuminutowe przejście się dwieście metrów tam i z powrotem. 

Tyle że coraz częściej będzie to przejście po zimnie i mokrej ziemi - jesień widoczna z pierwszej ręki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz