poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Cywilizacja miłości

Patrząc na kończące się Światowe Dni Młodzieży mogę tylko powiedzieć, że ich organizacja przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Nie tylko bałem się, jak pewnie wiele osób, że może przytrafić się w ich czasie coś złego - jakiś zamach. We Francji wystarczy bulwar z ludżmi, a w Niemczech nawet pociąg lub centrum handlowe aby pojawiały się ofiary śmiertelne. A w Polsce na trudnych do ochrony Błoniach, wśród ponad miliona osób? Toż to idealny cel dla islamskich terrorystów. Tymczasem - nie tylko nie było żadnego zamachu, ale cała ta impreza przebiegała w o wiele bardziej kulturalnie niż o znacznie mniej liczne koncerty, które się u nas co jakiś czas odbywają. 

I nie jestem wcale zdania, że kultura tej imprezy wynika z jakiegoś - jakby to może wyszydzały lewicowo liberalne media - kato-talibanu. Bynajmniej nie była to impreza smutnych fanatyków, ascetycznych talibów. To była impreza setek tysięcy rozradowanych młodych ludzi, na pewno nie tanich świętoszków, ale za to ludzi mających w sercu radość i życzliwość do innych. To była impreza organizowana przez cywilizację miłości, ale nie cywilizację rozpusty - rozumianej jako hedonistyczne i konsumpcjonistyczne podejście do świata, połączone z pustotą ideową i moralnym relatywizmem. Seks jest dla ludzi, zabawa jest dla ludzi, alkohol jest dla ludzi, nawet narkotyki są dla ludzi - jeśli potrafi się zachować umiar i proporcje. Ci ludzie właśnie potrafią. W przeciwieństwie do dziczy hodowanej przez cywilizację rozpusty.

Mam wrażenie, że nasz świat zwariował. Że chciwość globalnych imperialno-kapitalistcznych koncernów pcha świat do konsumpcjonizmu (w imię powiększania ich i tak globalnych zysków). Zaś marksistowsko-lewackie elity Unii Europejskiej i Ameryki tak naprawdę chodzą na pasku tych kapitalistów. Daleko mi do lewicy w poglądach, ale jeśli ja się wkurzam na ten wynaturzony kapitalizm, to naprawdę musi być źle. Świat zwariował na punkcie generowania zysków dla chciwych bankierów i kapitalistów i na punkcie realizacji urojonych wizji marksistowskich inżynierów społecznych. W tym idącym ku samozagładzie (zarówno wewnętrznej, jak i powodowanej przez starcie z wojującym islamem) świecie odtrutką może być właśnie cywilizacja miłości, której demo mieliśmy w czasie ŚDM. Ale cywilizacja miłości to nie infantylne rysowanie po ulicach kredkami. To radość z życia i radość ze wspólnoty, ale też pełna motywacja do jej obrony. Bo przetrwać może cywilizacja zarówno wewnętrznie żywotna, jak i krzepka w obronie

Czyżby taka cywilizacja rodziła się powoli nad Wisłą?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz