czwartek, 26 lipca 2012

Toro i "podwójna śmierć"

4 lutego 2012
Tym razem byliśmy w Toro czteroosobową paczką i było znacznie fajniej, bo zawsze raźniej. O tyle jednak nie było raźniej, że kupiliśmy piwo przed imprezą i wypiliśmy, a ja dopiłem resztki z innych puszek. A to była Warka Strong dwusłodowa, piwo, którego jakiś czas temu trzy wypite puszki doprowadziły mnie do kaca. Kiedyś bardzo lubiłem warkę Strong, ale ta dwusłodowa zaczyna mnie przerażać. I zapewne to ona mnie dobiła w Toro :-)

Napiłem się tam chyba jednego piwa, tańczyłem, ale potem zacząłem czuć coraz większe działania alkoholu - to był chyba ten Strong. Albo przynajmniej grał w tym pierwsze skrzypce. W sumie, jak się potem dowiedziałem, mówiłem rzeczy których już kompletnie nie pamiętam. A to znaczy, że było ze mną źle. Aż wreszcie pora była ruszać. Ja wcześniej poszedłem do auta i zapuściłem silnik aby je rozgrzać. Kupiłem też colę i batoniki.

I potem przyszła reszta towarzystwa. Ja siadłem z tyłu. Przedtem jeszcze zdążyłem dokonać "inspekcji" samochodu z zewnątrz, połączonej ze zwracaniem na chodnik zawartości mojego wnętrza. I byłem umierający". Ale jak się okazuje - nie ja jeden. Umarł bowiem akumulator. Kolega nie potrafił odpalić silnika. Siadłem na miejscu kierowcy, ale tylko się przekonałem, że faktycznie się nie da. Na szczęście był taksówkarz o ludzkim sercu i kolega mu wyjaśnił, że spłukaliśmy się z kasy w klubie - a on mimo to się zgodził odpalić auto. Wypchnęli więc mnie w samochodzie na ulicę i podłączyliśmy kable, które miałem szczęśliwie w bagażniku - i silnik zaskoczył.

Do domu już ja prowadziłem - za kółkiem mam inny tryb i zmęczenie mija. Dojechaliśmy bezpiecznie :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz