czwartek, 17 listopada 2011

Nóż w plecy

17 września 2011
Rocznica 17 września znana jest każdemu choćby nieco zainteresowanemu historią. Tego dnia, w 1939 roku, Związek radziecki zaatakował Polskę od tyłu. Wiem, że dla geja atakowanie od tyłu budzi miłe skojarzenie, więc określę ten atak mianem noża wbitego w plecy. Teraz chyba już żaden gej nie powie, że nie może się tego dla siebie doczekać ;-)

A ja, w tym dniu 17 września, ale roku 2011 - doczekałem się tego noża w plecy. I to wszystko oczywiście de lege artis - w świetle wspaniałego prawa.

W skrócie mówiąc, miałem sytuację nieciekawą. Z jednej strony, niestety, nieudane małżeństwo - w efekcie toksyczna sytuacja, pełna demotywacji do działań. Z drugiej strony - szukanie partnera, z którym odnalazłbym sens miłości, oparcia, pozytywnej energii do zaczęcia nowego życia. W środowisku gejowskim znalezienie partnera - jak wiadomo - graniczy z cudem. Zatem grałem z życiem bardzo ostro - va banque. Wszystko, albo nic.

Poznałem chłopaka, z którym miałem wreszcie nadzieję na uporządkowanie sobie życia. Wiele jeszcze nie zdążyliśmy uporządkować, na razie ponosiliśmy różne wydatki inwestycyjne w jego przyszłość artystyczną (jako Drag Queen). Wyliczyłem sobie, że pieniędzy starczy mi do końca roku - zatem coraz pilniejsza jest jakaś praca i ich zdobycie przez nas.

I tego dnia, 17 września, sprawdziłem moje konta bankowe, aby podliczyć wszystko od nowa. Czekała na mnie wiadomość od banku, rutynowo ją otworzyłem - i wstrzymałem oddech. Bank informował mnie, że nie zrealizował spłaty karty kredytowej. A przecież wyliczyłem pieniądze. Sprawdziłem więc historię transakcji - i zaniemówiłem. Pieniądze poszły, ale na ZUS. Na nasz kochany, wspaniały ZUS.

Miałem zaległości płatnicze, jak każdy kto się zadeklarował w ZUS-ie, a nie ma przychodów. I ZUS nasłał komornika na moje konto. I kasa przeznaczona na spłatę karty kredytowej poszła do ZUS-u. Wszystko jak najbardziej zgodne z prawem. A mnie odcinające skrzydła, które i tak się ledwo trzymały.

Podliczyłem moje pieniądze. Gdybym spłacił zadłużenie na karcie i koncie, to zostanie mi kasy na miesiąc. Gdybym cudował z tym wszystkim, to może starczy do listopada, najdalej grudnia. Oczywiście z długiem w tle - nie do końca spłaconą kartą i naliczaniem odsetek. Co zresztą jest legalne - mogę nie spłacać całości zadłużenia, pod warunkiem, że będę splacał kwotę minimalną. Dla banku to nawet lepiej :-)

Ale dla mnie na pewno nie. Można powiedzieć, że jestem praktycznie bankrutem. Formalnie, mam jeszcze trochę pieniędzy, ale w praktyce jestem już na styk ze spłatą zadłużenia.

Jeszcze nie jest za późno na odkręcanie tego, ale musi się zdarzyć kilka rzeczy:

  • muszę ustalić z moją żoną, że nie jestem w stanie płacić za nią dotychczasowych opłat,
  • muszę być może przestać zajmować się dobrowolnie moim dzieckiem (prowadzić go i odbierać ze szkoły niczym niańka), jeśli tego będzie wymagało skupienie się na pracy,
  • muszę mieć jednoznaczne wsparcie ze strony chłopaka - bo nie mam już czasu ani możliwości na szukanie kolejnego,
  • mój chłopak też musi zacząć pracować i dokładać się - to odsunie w czasie widmo bankructwa i pozwoli może wyjść na prostą,
  • muszę też powiedzieć o mnie (o mojej sytuacji życiowej i orientacji seksualnej) moim potencjalnym partnerom biznesowym, z którymi zabieramy się za pewien projekt - aby zintensyfikować działania w celu zdobycia środków na życie.

Mam też trochę sprzętu fotograficznego, komputerowego i innego - który można by sprzedać. W tym trochę sprzętu, który muszę sprzedać - zakupionego dla byłego i dziś bezużytecznego. To też może nieco odwlec w czasie moje probelmy, dać dodatkowy miesiąc...

A na razie jest sobota, 17 września. Mój chłopak wrócił nad ranem. Pomagał w knajpie, gdzie szukał pracy. Cała noc za nieoficjalne 40 złotych. Poszło na bułkę, doładowanie telefonu i taksówkę do domu. Ale przynajmniej nie ja za to płaciłem. Teraz mój chłopak śpi - ale kiedy wstanie będę musiał z nim pogadać o mojej sytuacji. O ścianie, która nagle wyskoczyła mi przed nosem. No, prawie przed nosem.

O dalszym rozwoju wypadków, w serialu sensacyjnym pod tytułem "Anubius - ostateczna rozgrywka", będę pisał w kolejnych dniach. Ponieważ zamieszczam notkę z ponad dwumiesięcznym wyprzedzeniem, więc mogę następne wydarzenia opisać w kolejnych dniach, nawet jeśli w czasie wydarzeń nie następowały tak szybko po sobie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz