czwartek, 22 września 2011

Wahania, wahania...

17 lipca 2011
Dwa i pół miesiąca karencji - tego jeszcze nie było. Ale są na to dwa powody. Pierwszy techniczny - co prawda najbliższe wolne terminy na posty są około 20 września, ale zdecydowałem się tą notkę zaplanować na nieco później. Wiąże się to z drugim powodem - pewna rocznica przypada 5 września, zatem 5 października byłby fajną datą na jej przypomnienie w razie potrzeby. Też piąty.

A dziś też siedemnasty. Bo nawiązuje to także do daty 17 lutego. Obie daty dotyczą roku 2009. I poznawania Rafiego, tego chłopaka, który mnie zawiódł i nie chciałem z nim rozmawiać przez wiele miesięcy. A niedawno znów się do mnie odezwał - i tym razem zacząłem z nim rozmawiać, bo potraktowałem to jako kolejny znak od Boga, w ciągu znaków jakie od pewnego czasu otrzymywałem.

I zastanawiam się co o nim myśleć. Jest to chłopak z którym byłem dwa razy. Pierwszy raz to była znajomość wtedy gdy jeszcze nie mieszkałem osobno od rodziny, stąd była bardziej na dochodne, a raczej na spacerowo. Wtedy nie bylem do końca przekonany o tym, czy to jest odpowiedni chłopak. Nie miałem, że tak to określę, entuzjastycznej pewności. Poznałem go wtedy właśnie 17 lutego 2009 - czyli 29 miesięcy temu.

Drugi raz to było miesięczne mieszkanie razem - gdy już miałem osobne mieszkanie - spotkaliśmy się 5 września 2009. Bywało że się ze sobą ścieraliśmy, na zasadzie spięć, czy raczej humorów - nigdy kłótni. Ale czasem te humory były okropne - raz żartem powiedziałem, żeby się zaczął wyprowadzać, a on naprawdę zaczął się pakować. Ja siadłem przy kompie, wszedłem na profil, zmieniłem status ze związany na wolny i wszedłem na czata. On, jak się potem okazało, zobaczył profil, wszedł na czata, zaczął ze mną gadać. Wysłał mi na maila cudze zdjęcie, zaczął rozmawiać na innym GG niż te które znałem. I w ten sposób, siedząc trzy metry od siebie, rozmawialiśmy ze sobą. Potem się przyznał do tego podchodu.

Pogodziliśmy się wtedy, nawet chyba skasowałem profile osobiste po tym wydarzeniu. Ale pozostała pamięć o takich podchodzie poniżej pasa. Potem rozstaliśmy się dlatego, że jemu nagle wypadły poważne sprawy daleko na drugim krańcu Polski. Potraktowałem to jako rękę Boga odsuwającą go ode mnie. Spakował się do wyjazdu tak starannie, że zabrał wszystko co było kupione w czasie, gdy byliśmy razem - a nie zapytał formalnie o to czy może. Tylko notebooka z góry nie pozwoliłem brać.

Nie mogłem go sprawdzać w czasie pakowania, bo pomagałem wtedy robić zakupy żonie i jej siostrze. I gdy się niespodziewanie dowiedziałem o jego pakowaniu - zostawiłem je i dałem im pieniądze na taksówkę, by się zabrały nią z zakupami. Chciałem jak najszybciej przyjechać do siebie i mieć rękę na pulsie. I zastałem Rafiego szczelnie spakowanego. Dyskretnie rzuciłem okiem do łazienki i do szaf z moim sprzętem - aby się upewnić, że nic nie wziął. Potem się okazało, że on to widział i bardzo go to zabolało. Nie ma się co dziwić, skoro nie spakował się w mojej obecności...

Zostawił tylko kapcie, które mu się nie podobały. To zabrzmiało jak policzek - mógłby je przynajmniej po cichu wywalić do śmieci.

Potem o tego notebooka, którego nie pozwoliłem mu zabrać, były kwasy, gdyż on domagał się go - jako swojej własności. Był on kupiony dla niego, ale za moje pieniądze i ja go zatrzymałem. Rafi straszył mnie nawet policją - niestety taki charakter ma, jest bardzo konfrontacyjny. Potem wpadał w ton przepraszający, potem znów w groźby.

Dlatego nie miałem zamiaru z nim utrzymywać kontaktu. Kilka razy podchodził mnie - oficjalnie lub pod zmyślonymi profilami - na Fellow, gdy zakładałem profile w okresie nie posiadania chłopaka. Albo gdy miałem profil z chłopakiem. To krecie podejście też mi się nie podobało.

A teraz  znów się odezwał, w sytuacji, gdy mam serię znaków od Boga. I nie wiem czy mam go brać pod uwagę, czy nie. A uwaga to musi być jednoznaczna - z nim nie ma połowicznej znajomości. Jeśli się z nim spotkam nie w miejscu publicznym, to od razu będzie seks bez gadania. On rzuci się na mnie a potem będziemy się namiętnie pierdolić. Bo mam ochotę się pierdolić. I on ma ochotę. To pewne jak amen w pacierzu.

Tylko, że to nie może być pierdolenie się dla zabawy. W praktyce oznacza to zaręczyny i ponowne bycie razem. Pierdolić się bym z nim bardzo chciał, bo wiem, że to będzie ostry pedalski seks bez zahamowań. Ale czy możemy, czy powinniśmy, wrócić do siebie po raz trzeci? Niby do trzech razy sztuka.

A więc wahanie moje dotyczy nie spotkania się, nie seksu - ale całości. Bo trudno z nim sobie wyobrazić spotkanie towarzyskie, chyba, że w miejscu bardzo publicznym, na widoku - tak aby nie było okazji do niekrępującej bliskości.

Jak widać mam dużo do przemyślenia. Znajomość z nim miała swoje plusy i minusy i chodzi o to aby te plusy nie przesłoniły nam minusów. A minusy są do zaakceptowania tylko wtedy, gdy nie zniszczą związku. Po raz trzeci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz