sobota, 11 czerwca 2011

Kryzys wieku imprezowego

Temat w sam raz na "imprezową sobotę" ;-)

W ogóle, to mnie nie dotyczy. Bo nie jestem pszczółką, która lata z jednego imprezowego kwiatka na drugi i bzyka się tam z kim popadnie ;-)

Ale są przecież Gwiazdeczki Imprez - które to robią. I dla których latanie po imprach jest sensem życia. Kosmetyki, makijaż, ciuchy, komórka i klamra u pasa. Trzeba się pokazać. Że jest się na fali.

Ale fale przemijają rozbijając się o brzeg. Podobno wielu gejów żyje od weekendu do weekendu, a całym sensem ich życia jest pokazanie się na tygodniowej imprezce w Toro czy innym takim miejscu. Lans i świadomość, że się nie wypadło z obiegu. Na to idzie kasa, wysiłek, wszystko. To jest cały ich świat.

Ale co się stanie, gdy zaczną z obiegu wypadać? Nie ma już rwania. Nie są już tak atrakcyjni. Mają 25 lat - o to już średniolatkowie. Mają 30 - już dziadkowie. Często też z wyglądu. Lata stosowania kremów i chemii na skórę. Stresy. Gonitwa. Wypalenie. I efekt jest.

A w wieku 40 lat? To już tragedia. Muszą być obowiązkowo "młodo wyglądający" i koniecznie zadbani. Czyli kolejne tony kremów i maseczek. Solarium, biegi, tenis, basen - ale aktywni. Obowiązkowe wakacje pod palmami. Muszą przecież pokazać, że ich na to stać - a że faktycznie to było last minute w dwugwiazdkowym hotelu, tego już na zdjęciach na Fejsie nie ma ;-)

Ale oni wszyscy zabiegani! I jak szybko się starzeją. Chyba chcą się starzeć. Bo im zależy na tym, aby sztucznie być na topie. Napinają się i pękają. Jak zużyta sprężyna.

Ludzie się pompują jak tęczowe bańki mydlane w mydlanej operze. I równie łatwo pękają. Przemijają. Mody się zmieniają, zmieniają się ludzie, którzy niewolniczo za modą podążają. Jak stado baranów. Sami strzygą innych, a potem dają się golić. Jedna wielka pasterska impreza. I zostają goli. Duchowo. Emocjonalnie. Życiowo.

A ja, bardzo przepraszam, ale na śmierć zapomniałem, że tak można żyć. Więc żyję po swojemu. I mam takie skakanie po fali - w dupie. Niech fala płynie sobie dalej. Ja nie korzystam z deski surfingowej i nie bawię się w fikanie z nią koziołków. Ja wolę stać przy sterze swojej fregaty. Płynę z falą lub przeciw  niej. Z wiatrem lub pod wiatr. Płynę tam, gdzie chcę.

Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz