sobota, 23 kwietnia 2011

Dreszcze...

Kiedyś leczyłem się prądem. Tak, naukowa kuracja na niemieckich, sterowanych programem komputerowym maszynach, wyposażonych w niezliczoną ilość diodek. I elementem, który lubiłem najbardziej, był masaż. Najpierw urządzenie, które przysysało skórę pleców (i oddziaływało na nią prądem), a potem jeżdżenie po "wymęczonych" plecach metalowym wózkiem, który zbierał prądowe ładunki...

Po pierwszym takim masażu, który znacząco wpływał na odtrucie się organizmu, miałem dreszcze. Zrobiło mi się bardzo zimno. Ubrałem się w kurtkę, ale mimo tego ciągle wstrząsały mną dreszcze. To taki znak oczyszczania się organizmu. Mógł nim być na przykład bardzo ciemny mocz - zawierający jakieś wydalane substancje. Albo inne podobne objawy...

Wczoraj rozwaliłem obrączki - pamiątkę po rocznym związku z chłopakiem. Związku, który zepchnął w kompletny cień wszystkie moje poprzednie znajomości, odbierając im jakikolwiek znaczący sens. Ale pomimo tego zrobiłem to - nie wiem nawet dlaczego. To nie było zaplanowane, świadome działanie. To był spontan...

Zastanawiam się, dlaczego tak okrutnie obszedłem się z moim najpiękniejszym wspomnieniem z gejowskiej części mojego życia. Może dlatego, że gdzieś podświadomie czuję, jak te wspomnienia zaczynają gnić. Fermentować. Jak coś się zaczyna zmieniać, przepoczwarzać w moim umyśle, sercu, wspomnieniach. Nie wiem co, nie wiem dlaczego, nie wiem jak - nie wiem nic...

I też miałem dreszcze, czułem zimno - musiałem się ubrać w sweter. Czyżby coś ważnego się oczyszczało w mojej duszy? Ale dlaczego w taki właśnie sposób? Wczoraj tego dociekałem i nie wiedziałem. Dziś nadal nie wiem. Dlatego pozostawię to do naturalnego wyjaśnienia.

W swoim życiu tak wiele zawdzięczam ingerencji Boga, którą czuję. Dzięki której znów zacząłem w Niego wierzyć. Czyżby to był zwiastun jakiegoś Jego planu wobec mojej skromnej osoby? A jeśli tak, to jakiego planu? Tragicznego? Czy może szczęśliwego?

Jak zwykle czas wszystko pokaże. Na pewno teraz jest smutno. Smutne, samotne święta. Smutne wspomnienia. Smutne czyny. Cały mój świat jest smutny...

I nagle uświadomiłem sobie, że przecież święta Wielkiej Nocy są pamiątką Zmartwychwstania Pańskiego. A ja? A u mnie? Jak to będzie? Czy coś we mnie zmartwychwstanie? Czy pojawi się na nowo, lepsze i wspanialsze? Czy narodzę się na nowo? Czy wróci życie?

Kolejne pytania bez odpowiedzi... Czas wszystko pokaże...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz