poniedziałek, 29 września 2014

Bolączka spotkań

No właśnie. Pokazany wczoraj anons uświadomił mi bolączkę spotkań w naszym środowisku. Jedni nie mają w ogóle czasu się spotykać, a niby tak mocno szukają stałej relacji. Nie tylko zresztą nie mają czasu się spotykać. Nie mają też czasu założyć profilu w necie, aby można było ich w necie znaleźć. Mają czas jedynie gadać na próżno :-) Ale inni są jeszcze lepsi - mają czas na spotkanie i proponują to już w pierwszej wiadomości. I co wtedy robić?

Wyrosłem już z takiego spotykania się. Jest to niepraktyczne nawet organizacyjnie. Trzeba się udać na spotkanie, kupić bilet na komunikację miejską (oczywiście mam na myśli spotkania w obrębie Warszawy a nie jechanie na drugi kraniec Polski). Ktoś się uśmieje z rozważań nad kupowaniem biletu. Ale jeśli alternatywą jest kupienie fajek, chleba, kawy czy mydła - to już nie jest takie śmieszne, prawda? A gdy się samodzielnie rozkręca pracę to całymi miesiącami można biedować w tym - później ocenianym jako swoiście romantyczny - stylu. Ale nie to jest głównym powodem dla którego unikam takich spotkań.

Jestem bowiem przekonany że spotkanie ma szansę się zadowalająco udać jedynie wtedy, gdy w czasie wstępnej rozmowy w internecie czy przez telefon wyczujemy taki klimat zrozumienia i wzajemnej sympatii - że na te spotkanie po prostu się będziemy cieszyć. Wtedy na te spotkanie lecimy nieomal jak na skrzydłach. I zupełnie inaczej smakujemy każdą jego minutę. Na takie spotkanie polecę nawet w środku nocy. Bo czuję i wierzę że warto. A jeśli w ogóle nie znam kogoś, to wiem że szansa na to, iż będziemy do siebie pasowali na tyle, że choćby samo spotkanie będzie poprawnie udane - jest bardzo mała. 

Dlatego, moim skromnym zdaniem, zupełnie nie warto ryzykować takiej bardzo prawdopodobnej porażki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz