sobota, 28 lipca 2012

Toro last?

12 lutego 2012
Pojechaliśmy do Toro na niedzielną imprezę - wstęp za 20 zeta i picie piwa do woli. Nawet było całkiem sporo osób, jak na niedzielne warunki, bo kilkanaście (razem z nami). Ale tym razem nie była to impreza udana. Najpierw jeden z pracowników (przemilczę litościwie kto) wydarł się na Kubę w toalecie, zarzucając mu zbyt głośne zachowanie się. Tak jakby rozkręcanie przez Kubę imprezy było czymś złym. Mnie to zniechęciło do tańca i dalszej zabawy. Siedziałem ponuro.

Piwa się napiliśmy, ale potem wyskoczyłem po fajki na stację benzynową Orlenu i przy okazji kupiłem batona oraz orzeszki. Batona zjedliśmy w czasie powrotu. Ale orzeszki otworzyłem dopiero w Toro. I gruby ochroniarz od razu wyskoczył do mnie z tekstem, że się nie je cudzej żywności. Oczywiście miał rację, bo takie są zasady. Ale tym razem odebrałem to jako czepianie się. Zszedłem na dół do palarni, a tam gadając z ludźmi wkurzyłem się (już nie pamiętam na co) i cisnąłem paczkę orzeszków na ziemię. Na szczęście potem się dowiedziałem, że koledzy spałaszowali zawartość :-)

Poszedłem do szatni po ubranie - szczęśliwie tak się złożyło, że moja kurtka wisiała samodzielnie. Kuba przyszedł i powiedziałem mu, że już do Toro nie wrócę. Ponieważ Kuba poszedł potem, więc pomyślałem sobie, że będzie się jeszcze bawił do zamknięcia lokalu. Słyszałem jak ten facet z obsługi, który przedtem miał pretensje do Kuby o głośne zachowanie, teraz w rozmowie z szatniarzem mówi o jakimś "chamstwie". Nieważne do kogo to odnosił, ale nie mam zamiaru być w lokalu, w którym obsługa ma pańskie wymagania i ocenia klientów z góry. Żenująca amatorka.

Wyszedłem z tego być może ostatniego Toro w ciemną noc...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz