piątek, 17 czerwca 2011

Ludzkie pogotowie

Temat nawiązuje do przysłowiowego już "łódzkiego pogotowia", ale wyłącznie w sferze językowej. Tak naprawdę należy go rozumieć całkowicie dosłownie. Chodzi o ludzkie pogotowie.

To sprawa dość wkurzająca. Otóż różne osoby, nie tylko orientacji homoseksualnej, traktują nas, albo próbują traktować, jako pogotowie w rożnych sprawach. Wydaje im się, że jesteśmy zawsze do dyspozycji, że można od nas zawsze coś uzyskać.

Czasem przyjmuje to formy wręcz operetkowe. Kiedy mieszkałem jeszcze z moją rodziną, to zdarzało się, że mój były chłopak oczekiwał ode mnie, że przyjadę do niego o godzinie 23 czy o północy, bo on nagle ma chcicę na seks. Do tego on mieszkał daleko ode mnie, nawet nie na drugim krańcu Warszawy, ale na drugim krańcu pod Warszawą, więc sam dojazd by zajął około 40 minut. I ja miałbym w środku nocy wychodzić z domu bez tłumaczenia w jakiej sprawie muszę wyjechać? Toż to absurd!

Podobnym absurdem to jest dziś, gdy mieszkam samodzielnie. Teoretycznie mogę wyjechać nawet o pierwszej w nocy do kogoś. Ale co innego spotkać się spontanicznie z naprawdę ciekawą osobą na - bardzo nietypową, ale niejako racjonalną o tej porze - kawę. A co innego lecieć do kogoś tylko dlatego, że go swędzi kutas czy dupa. Nie jestem pogotowiem seksualnym!

Podobnie jest wkurzające, gdy ktoś nieznajomy oczekuje ode mnie pomocy finansowej, nawet jeśli to jest doładowanie fona za 5 zeta. Czasem z dobrego serca pomagałem ludziom, na większe kwoty niż 5 zeta, ale nie było to warte włożonego wysiłku i pieniędzy. To było wyrzucanie pieniędzy w błoto. Więc teraz na taką pomoc założyłem sobie szlaban.

Nie jest też miłe, gdy o pomoc prosi osoba, którą znam i o której sytuacji życiowej wiem. Nawet wtedy gdy wiem, że naprawdę ona tych pieniędzy potrzebuje. Nie jest to mile, bo sam nie mam wesołej sytuacji w tym względzie, choć nie jestem w aż tak rozpaczliwej sytuacji. Jeśli będę w lepszej, to wtedy nie mam nic przeciw pomaganiu przyjaciołom - ale dziś niestety nie mam na to warunków.

Jedyną osobą, której mi by się opłacało pomagać, mógłby być mój własny partner. Ale pomoc dla niego nie byłaby bezinteresowna. To byłaby inwestycja w niego i nasz związek. Inwestycja, która przyniesie profit na wielu płaszczyznach, także docelowo na płaszczyźnie finansowej. Inwestować w swoją przyszłość można, i należy. Ale nie wolno tego mylić z marnowaniem pieniędzy i rozdawaniem ich.

Ludzie to są czasem bezczelne ;-) Ale mnie nikt nie płaci za bycie pogotowiem opiekuńczym lub seksualnym. Niestety, pomoc także kosztuje. Można pomóc dobrym słowem, radą, wysłuchaniem kogoś - czasem to daje więcej niż ofiarowana mu kasa. Ale nie zawsze jesteśmy w stanie, albo po prostu chcemy, pomagać w sposób spektakularny - finansowy czy seksualny. I druga osoba powinna ten brak chęci do takiego angażowania się zrozumieć ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz