piątek, 6 października 2017

Dzień techniczny

Czy można się wkurwić na swój własny komputer? Jak najbardziej można. I chyba każdy z nas, zależnie od tego, czy jest zaawansowanym użytkownikiem komputerów (tak zwanym Power userem), czy zwykłym użytkownikiem, laikiem, wkurwiał się na swój komputer wiele razy. Mnie zdarzyło się to właśnie wczoraj. Nie lubię, kiedy komputer mnie zachodzi. A zrobił to w bardzo prosty sposób. W obu przeglądarkach internetowych, których na co dzień używam (czyli Chrome i Firefox) nie do końca coś działało dobrze. Niektóre strony internetowe nie chciały się wyświetlać.

Dotyczyło to zarówno niektórych stron, których posiadam swoje profile gejowskie, jak i niektórych stron, które odwiedzam w trakcie pracy, pisząc teksty o danych firmach. Zacząłem zastanawiać się, co może być przyczyną. Między innymi dotarłem do update Windows i okazało się, że nie jestem w stanie zainstalować jednego z uaktualnień bezpieczeństwa (KB4040724). Doczytałem wreszcie w internecie, że to uaktualnienie wiesza się i lepiej jest ściągnąć je ręcznie i zainstalować osobno, co też zrobiłem. Potem doczytałem, że problemem może być Windows Defender, więc go wyłączyłem, choć to wcale nie było takie proste. W pewnym momencie zainstalowałem także mój Bitdefender. Wszystko zadziałało w porządku, zaś uaktualnienie Windows też się zainstalowało.

Tymczasem dzisiaj rano znowu się wkurzyłem. Po pierwsze Windows Defender znowu działa, co mnie strasznie wkurwiła. Chyba nie po to go wyłączałem. Po drugie, okazało się, że znów niektóre strony mi się nie wyświetlają. Tym razem zrobiłem inny eksperyment. Odinstalowałem Bitdefender. I co się okazało - wszystko działa! A więc to ten skurwysyn, którego tak ceniłem przez ponad rok, okazał się zdrajcą. Przeprosiłem więc Windows Defendera i machnąłem na niego ręką, niech sobie też działa. Postanowiłem przejść na program Avast, którego kiedyś używałem. I mam nadzieję, że on mnie nie zawiedzie. Oczywiście było z tym trochę problemów, ściągnęła się polska wersja instalacyjna, a ja chciałem mieć oczywiście angielską. Ale okazało się, że można na szczęście zainstalować język angielski. Chodź zanim na to trafiłem (a byłem chyba niemożebnie ślepy), to musiałem jeszcze raz zainstalować Avasta (próbowałem bowiem ściągnąć najpierw inną wersję instalatora, po angielsku, ale i tak się z nów po polsku zainstalował). Wkurzało mnie też to, że pomimo zarejestrowania program ciągle jest tylko ważny przez 29 dni. Potem dopiero - tu znów okazałem się ślepy - zobaczyłem, że poniżej jest umieszczana normalna licencja na 365 dni. W sumie jak na razie wszystko działa i oby tak się dalej toczyło. Co jak co, ale zmarnowałem w sumie cały dzień (pół dnia wczoraj i pół dnia dziś) na te komputerowe porachunki.

Dlatego określiłem ten dzień jako dzień techniczny.

PS Jednak przywróciłem Bitdefendera, gdy okazało się, że jedynie on ma sensowne darmowe ransomware. Na razie działa dobrze i oby tak zostało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz