wtorek, 11 lipca 2017

Masaż fakapów

Wczoraj miałem taką sytuację, że praktycznie kończyły mi się pieniądze i musiałem podjąć decyzję, czy wypłata środków, które miałem zaliczone do pozyskania w firmie, z którą pracuję przy pisaniu tekstów, powinna być teraz zgłoszona. Naturalnie nie były to środki wielkie, ale wystarczyłyby na życie, gdy po około 6-10 dniach przyszłyby na konto (a przy moich obecnych środkach w portfelu ledwo bym do tego czasu w najskromniejszych warunkach przeżył).  Alternatywą było zarobienie czegoś od razu na masażu, ale nie trafił mi się taki w weekend, ani w poniedziałek. Poszedłem wieczorem na godzinną drzemkę i gdy wstałem  okazało się, że jest w telefonie SMS od mojego klienta, u którego już byłem z zapytaniem, czy dziś może być masaż. Jednak podjęcie decyzji o masażu nie było takie proste, jak się wydaje.

Zaczynała się bowiem czarna dziura komunikacyjna. Klient, zresztą bardzo miły cudzoziemiec, mieszkał w centrum Warszawy. Dojechać do niego jeszcze mogłem, miałem ostatnio autobusy, ale przyjechać od niego mógłbym dopiero w środku nocy. Na 2 godziny byłbym uziemiony w Warszawie, czekając na pierwszy z możliwych autobusów - straciłbym 2/3 nocy. Zdecydowałem się jednak na masaż - bo i potrzeba kasy, która spada jak z nieba (i to według najwyższej, wyjazdowo-nocnej stawki!), bo klient bardzo sympatyczny, bo wreszcie chciałem po raz pierwszy przetestować wariant przeczekania w centrum Warszawy po masażu. Nie spodziewałem się że będzie to masaż fakapów. Pierwszy fakap zdarzył się już wtedy, gdy wyszedłem z domu. Okazało się, że w pośpiechu przygotowań zapomniałem umyć zębów. Trzeba będzie przepłukać je u klienta w czasie mycia rąk. Potem musiałem biec do przystanku, bo już bardzo mało czasu. Gdy dobiegałem ledwie zipiąc, ujrzałem autobus na drodze - katastrofa, spóźniłem się. Ale mimo to dzielnie szedłem dalej.  Popatrzyłem ponownie - nikogo. Autobus widmo, z moich myśli, czyli drugi fakap. Okazało się, że ten właściwy nadjechał dwie minuty potem, wsiadłem na spokojnie.

Przesiadka na wiadukcie - wbiegłem na schody udać się na przystanek, ale wbiegłem nie na ten co trzeba. To trzeci fakap. Autobus ma zmienioną trasę ze względu na miesięcznicę smoleńską - wysiadam przez pomyłkę na złym przystanku - czwarty fakap. Nie trafiam na właściwą ulicę i muszę iść z nawigacją w telefonie - piaty fakap. Docieram do domu, dzwonię domofonem, ale to nie ten dom - obudziłem kogoś niewinnego. To szósty fakap.  Właściwy dom był nieco dalej, co ustaliłem z klientem dzwoniąc do niego. Masaż odbył się już bez problemu. Wróciłem na Dworzec Centralny, kupiłem jedzenie w McDonald's i siadłem tam, aby po jedzeniu wejść na czata z telefonu. Z WiFI McDonalda i PKP się nie da - siódmy fakap. Muszę uruchamiać własną transmisję danych, na szczęście mam dobrą taryfę. Niestety bateria już niska, nie miałem czasu jej w pełni przed wyjazdem podładować, a nie mam ładowarki ze sobą (w McDonaldzie są gdzieniegdzie gniazdka przy stolikach) - ósmy fakap. Musiałem więc nudzić się godzinę zamiast czatowania, bo bateria już zdychała. Dobrze, że starczyła mi na słuchanie w tym czasie muzyki. Wróciłem już normalnie.

I natychmiast po powrocie wstawiłem ładowarkę do torby z masażowymi akcesoriami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz