niedziela, 21 lipca 2013

Kulinarny sukces

16 kwietnia 2013
Czasem pan Bóg daje zdumiewające dowody na swoje istnienie. Miałem taki przypadek w połowie kwietnia. Akurat nie miałem kasy, bo zapłaciłem właśnie rachunki za prąd w kwocie znacznie wyższej niż przeciętna (zasługa współlokatorów - na szczęście już byłych). No i byłem bez grosza - a to się przekłada na piękny, niczym niezakłócony widok lodówki, pustej i czystej.

I poznałem w necie chłopaka, który przyjechał do mnie. Wziął trochę jedzenia. Pierwsze wrażenie - nie do końca takie jakbym chciał. Jest nieco misiowaty, a to mi nieco przeszkadza. Ale da się jakoś wyciszyć ten "wewnętrzny głos krytyki". W sumie jednak okazało się, że nie do końca nadajemy na tej samej fali. On to wyczuł i powiedział mi wprost, że raczej zostaniemy przyjaciółmi jedynie. I jego pobyt stawał się problematyczny. Zacząłem się martwić, że zaprosiłem go niepotrzebnie. I co na to Pan Bóg?

Dosłownie po chwili zadzwonił do niego telefon. Nagła choroba w rodzinie. Wzywają go do powrotu. Więc zaczął się do powrotu szykować. odświeżył się w łazience, którą mu chętnie udostępniłem, dopakował ledwo co naruszone bagaże. A jaz znalazłem mu powrót na dworzec. I potem odprowadziłem go na przystanek. A w lodówce zostały skarby, którymi żywiłem się przez trzy kolejne dni.

Kolejny, tym razem kulinarny dowód na istnienie Boga ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz