Pojechaliśmy z moim kolegą spontanicznie na zdjęcia - aż nad morze. Niedawno byliśmy w warszawskim ZOO, postanowiliśmy dla porównania pojechać do gdańskiego. A ja przy okazji postanowiłem odwiedzić miejsca, które nad morzem znam od lat.
Wyjechaliśmy (a było to jeszcze pod koniec lata) o 1 w nocy - a więc nie spaliśmy zupełnie. Ale niestety nie załapaliśmy się już na wschód słońca nad samym morzem. Zresztą, pogoda się zapowiadała nie najlepsze - na trasie już się błyskało i w oddali była burza. Nad samym morzem było nie lepiej - na szczęście na deszcz załapywaliśmy się bardziej w samochodzie.
Zdjęć też wiele ie zrobiliśmy - w sumie natrzaskałem około siedmiuset. Przy lepszych warunkach spokojnie zrobiłbym kilka razy więcej.
Akcentów gejowskich na szczęście niewiele - miejsca przez nas odwiedzane to nie ciotolandowa warszawska galeria. Ale nie obyło się bez jednego spotkania. Kupiliśmy bilet na rejs z Gdyni na Hel i z powrotem. I na statek załapała się także para gejów - a raczej pedałów, bo na takich prędzej wyglądali. Zrobiłem im ukradkiem zdjęcie gdy palili papierosy przed wejściem na pokład. Dziwiłem się potem, oglądając zdjęcie, że są tacy gładcy z wyglądu - ale mój chłopak powiedział, że mieli na twarzach tonę pudru. Puder do pedalskiej dyskoteki - to jeszcze mogę pojąć, ale na spacer? Trzeba być faktycznie przegiętym ;-)
Oni siedli pod pokładem, bo na samej górze wieje i mogłoby zapewne im fryzury przeczesać. My poszliśmy na gorę, bo było co do focenia i oglądania. No i ta jonizacja przed odbywającym się za dwa dni festiwalem drag queen ;-) Gdy przed przybiciem promu do portu poszliśmy na dół, jeden z tych plastikowych gejów skoczył - niby przypadkiem - do toalety. Taksowanie innych par jest widać w ich podstawowym zakresie obowiązków :-)
Zeszliśmy na ląd. Nasi geje przed nami. I nie mogłem się nadziwić - jak facet może tak kręcić dupą, jak kręcił jeden z nich. Po prostu lepiej niż modelka na wybiegu. A ja tylko patrzyłem i nie mogłem dojść do siebie z podziwu - co takiego fenomenalnego jest w gejach, że budzą u tak wielu osób, mnie czasem też, obrzydzenie? Ciągle zadaję sobie to pytanie i ciągle pozostaje ono bez odpowiedzi.
Na Helu mieliśmy pół godziny na znalezienie bankomatu, więc zaczął się wyścig z czasem. Bankomat też dosłownie chujowy - co ilustruje zdjęcie obok ;-) Wracaliśmy tak szybko, że nie kupiliśmy po drodze ani picia, ani gofra. I droga powrotna, już bez towarzystwa "naszych" piękności, na spokojnie, pod pokładem.
Potem już "tylko" powrót do Warszawy - i druga noc nie przespana. Ale było warto chwycić trochę jonów ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz