Poznałem, czyli zagadałem, chłopaka na czacie, który miał w nicku swoje imię i określenie, sugerujące że jest nieszczęśliwy. Oczywiście nie jest to Ferdynand - imię rzecz jasna zmieniłem :-)
Gadałem z nim na Skype. Chłopak ma 500 zł renty, jest niepełnosprawny (kule) i ma nietypowe ale bardzo pozytywne hobby - zbiera różance i ma ich około 30. Jest przy tym głęboko wierzący.
Miałem już chłopaka głęboko wierzącego i wiem jaki to jest konflikt sumienia między wspaniałą wiarą a obawą o potępienie za orientację, o męki piekielne. Wiele osób może się z tego śmiać. Ciekawe czy będą się śmiali w obliczu śmierci - za wiele lat - gdy może ich ogarną wątpliwości.
Z tym chłopakiem nie wyszło mi nic oczywiście. Związek się nie uda, bo jest to osoba niepełnosprawna ruchowo, a niestety takiej nie szukam. Choćby dlatego, że planuję zająć się fotografią i potrzebuję kogoś do pomocy przy rozstawianiu sprzętu - a tego nie zrobi niepełnosprawny. Poza tym ten Ferdynand zastrzegł że nie szuka seksu. Akceptuję oczywiście takie podejście.
Potem przeżyłem jednak szok, bo na ogólnym czacie Interii ten sam Ferdynand pisał potem, że pokaże komuś swojego pięciocentymetrowego penisa na Skype. I to mnie wprawiło w konsternację. Czy ten chłopak szuka seksu, czy nie? Czy naprawdę jest nieszczęśliwy, czy chce takim się pokazać? Nie wiem, i nie interesuje mnie już to - temat zamknięty. Ale podaję go jako ciekawy przypadek.
Ludzie bowiem czasem uderzają w nutę załamania, zapłakania, nieszczęśliwości - i wcale niekoniecznie po to, aby wzbudzić litość (co jest typowe dla oszustów, którzy wyłudzają kasę). Chyba czasem sami ci nieszczęśliwi mają radość z tego, że im źle. Niby płaczą, ale chcą płakać. Płaczą dla samego płakania, nie pokazują po sobie, że dążą do pozytywnego rozwiązania. Wolą się kręcić w kółko polewając łzami innych, niczym zraszacz w ogrodzie.
To jest pewien styl, ale styl głupi. Ale o gustach się przecież nie rozmawia ;-)
Pomóc komuś w potrzebie, z kim można stworzyć dzięki temu udany związek, to cudowna okazja od życia. Ale pocieszać zawodowego nieszczęśnika - to nieszczęśnie stracony czas :-)
Jak to właściwie jest z tą wiarą i religią?
OdpowiedzUsuńCzy nie powinniśmy mieć możliwości wyboru, w co wierzymy?
Nie sądzisz, że rodząc się w religii,do której naszą przynależność ustalają rodzice, jesteśmy niejako na starcie upupieni?
A co, jeśli nauczymy się już samodzielnie myśleć i religia, w której dorastaliśmy, nam nie odpowiada?
A co do nieszczęścia-uwierz mi, można się w nie zapaść bardzo, bardzo głęboko, co niestety często jest winą innych.
Prawdziwy dramat rozpoczyna się wtedy, kiedy z zasięgu wzroku niknie sens...
Życzę Ci, żeby Ciebie nigdy to nie spotkało.
Pozdrawiam serdecznie!
Kajot Algoforos
Oczywiście można mówić o tym, że wiara rodziców determinuje nasz start w tej wierze, ale sądzę, że prawdziwa wiara musi znaleźć potwierdzenie w nas samych - albo zostanie martwa.
OdpowiedzUsuńWiara bywa pomocna tam, gdzie rozum i życie zdają się zawodzić. W nieszczęściu także...
Nie wiem, co siedzi w środku tego różańcowego gościa, ale oboje wiemy, jak trudno zaakceptować prawdę, on chyba jeszcze tego nie zrobił, nie pozwala mu na to wiara. Mnie też nie pozwalała, ale jak napisał Kajot, to nie orientacja, lecz wiara jest czymś, co mimo wszystko wybieramy. Bo choć rodzice na wstępie dają nam jakieś piętno, to od nas zależy, czy wierzymy dalej. W obecnych czasach: czy ludzie przesłaniają nam Boga, tj. czy kościół ten hierarchiczny, duchowieństwo, przesłania nam prawdziwy Kościół, w którym jest Bóg i wszyscy(!) ludzie. Ja dorosłem do wiary, że Bóg istnieje i że rozliczy nas przede wszystkim z miłości. Wszystkim tu zaglądającym jak i Maćkowi życzę odnalezienia prawdziwego szczęścia, tego doczesnego, jak i wiecznego, a w międzyczasie: Wesołych Świąt! :)
OdpowiedzUsuńCo prawda antydatowane to miejsce w stosunku do życzeń wielkanocnych 2012 ale Tobie i wszystkim Czytelnikom też życzę wszystkiego najlepszego.
OdpowiedzUsuńMnie Bóg się objawił w tym, że w moim życiu doświadczam nieustannie znaków które się zdumiewająco często sprawdzają, a także planów, bardzo misternych i zbyt skomplikowanych jak na nagromadzenie czystych przypadków, które się realizują. Prościej tłumaczyć to istnieniem Boga niż probabilistyką ;-)
Dopiero teraz zobaczyłem datę oryginalnego posta. Sorry za odgrzewanie kotletów ;)
OdpowiedzUsuń