Pamiętamy z Avatara, że to określenie było u Na'vi przywitaniem. Oznaczało spojrzenie w czyjeś wnętrze i duszę. A ja dziś o dosłownym znaczeniu tego słowa.
Kiedy poznałem pewnego chłopaka, oczywiście od razu zobaczyłem jego profil na Fellow - zresztą z tego profilu na Fellow on właśnie do mnie odpisał. I rzecz jasna zobaczyłem jego zdjęcia, gdy tylko podał mi hasło do swojej galerii. I zgrałem te zdjęcia na swój komp aby móc je oglądać kiedy tylko zechcę.
Jedno zdjęcie mi się spodobało szczególnie - portretowe, zrobione chyba komórką, gdyż jego jakość techniczna była niestety nie najlepsza. Nie do końca dobra ostrość i oddanie kolorów. Ale w przypadku zdjęć komórkowych to nic dziwnego. Dziwne było natomiast to, że w to zdjęcie wpatrywałem się całymi godzinami i nie miałem dosyć. Oczywiście nie patrzyłem w nie non stop, ale było otwarte na pulpicie komputera i ustawione obok okna aktualnie używanego programu, albo WoW-a. Mogłem je widzieć kątem oka i rzucać na nie spojrzenia kiedy tylko chciałem.
Zachodziłem w głowę czemu tak się wpatruję w twarz tego chłopaka. Może coś było w jego oczach czy ustach, co przykuwało moją podświadomą uwagę. Nie wyglądał w moim przekonaniu najlepiej, bo miał na zdjęciu głowę ogoloną na łyso, a według mnie zawsze lepiej mieć włosy ;-)
Ale właśnie pomimo wad technicznych tego zdjęcia (w tym także przycięcia zdjęcia tak, że nie zmieściło się ucho) i wad "fryzjerskich" głowy - ciągle się w to zdjęcie wpatrywałem. Nie miałem nigdy dotąd takiego przypadku - a tu mamy do czynienia z podwójnym zdziwieniem, bo nie tylko mam kogoś (dosłownie) na oku, kto mi się bardzo podoba, ale do tego uwielbiam oglądać zdjęcie, które jest bardzo słabej jakości :-)
A potem spotkałem tego chłopaka w realu. I przeżyłem szok. Nie ze względu na jego wygląd - bo nie odbiegał od zdjęcia, w które się tak wpatrywałem. Ale po prostu nie odczułem żadnej bliskości z jego strony. Co nie znaczy, że on był do mnie nastawiony negatywnie - wręcz przeciwnie. Ja po prostu nie wyczułem abyśmy nadawali na tej samej fali, czy pasowali do siebie duchowo. I nie potrafiłem tego zrozumieć - nie było racjonalnego wytłumaczenia. Ale to poczucie było tak potężne, że prawie namacalne.
Szok, bo jak się okazuje ani miła rozmowa, ani zdjęcie nie są jeszcze elementem przesądzającym o sukcesie. Wszystko wychodzi w realu - w tak zwanym praniu - czyli w bezpośrednim poznaniu się i duchowej weryfikacji. Trzeba wyczuć czyjąś aurę po prostu. Tego się nie da zrobić na odległość. Jedyne co można, to upewnić się czy we wszystkich potencjalnie wywalających związek kwestiach jest zgodność. Nic więcej nie da się zrobić.
Trzeba drugą osobę poznać racjonalnymi metodami na ile się tylko da, ale reszta poznawania, jak mówią, w rękach Boga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz