niedziela, 25 grudnia 2011

Moje obrączki

Temat w sam raz na pierwszy dzień Świąt - czyli o tym, co powinno być dowodem miłości, a więc obrączkach. Moich obrączkach gejowskich, których w sumie naliczyłem sześć par na przestrzeni dwóch i pół roku.

Pierwsza para 
Ta pierwsza para była najdroższa, po sto złotych za sztukę. Ciężka, ze srebra z bursztynowymi wstawkami. Kupiłem ją dla chłopaka dwa lata temu, ale krótko była noszona. Obawiałem się, że codzienne mycie rąk może wypłukać bursztyn i dlatego kupiłem drugą, znacznie prostszą parę, do codziennego użycia. Dlatego przetrwały obie obrączki.

Druga para
Druga para była potrójna - kupiłem dwie obrączki dla siebie i chłopaka, a po jego wyjeździe (zabrał swoją obrączkę) kupiłem trzecią dla następnego chłopaka, który też potem wyjechał z nią. To były zatem "nieszczęśliwe" obrączki. Z tych obrączek miałem więc tylko jedną, swoją, ale zabrał ją potem mój były w czasie nieudanej próby powrotu do mnie.

Trzecia i czwarta para
To były jedyne obrączki z grawerowanymi informacjami o dacie i godzinie poznania chłopaka. Były one srebrne, ale skromniejsze wielkością od drugiej pary. Pierwsza para była srebrna, druga pozłacana. Z tych par zostały mi trzy (chłopak wziął jedną). Pociąłem je w okolicach Wielkanocy i wyrzuciłem. Były - minęły i nie żal mi już ich.

Piąta para
To już była obrączka, a formalnie sygnet - jak to przedstawiano na stronie Prideshopu, gdzie ją zamówiłem - stalowa. Noszę ja na lewej ręce, ciepłymi kamieniami w stronę kciuka, aby były lepiej widoczne dla mnie. Kupiłem parę dla siebie i innego chłopaka, ale z nim mi nie wyszło. Traktuję jednak tę obrączkę nie jako obrączkę ale jako sygnet.

Szósta para
Kupiona także w Prideshopie, stalowa, pomyślana jako para do codziennego użycia, bo mniej kanciasta i nie posiadająca kamyków, które mogłyby zostać zgubione. W sumie trafiła na moją prawą dłoń, jako bardziej narażoną na ocieranie obrączki w czasie pracy. Traktuję ją jako sygnet - kupiony też dla tego chłopaka od poprzedniej pary.

W sumie więc mam trzy obrączki, w tym jedną parę. Ale tak naprawdę mogę powiedzieć, że obrączkę mam jedną - z pierwszej pary - a reszta to biżuteria sygnetowa raczej. I tak naprawdę nie przywiązuję już wagi do tego czy mój chłopak będzie miał obrączkę czy nie. Jeśli poznam chłopaka, z którym się uda - to kupimy sobie jedyne prawdziwe obrączki. Czyli złote ;-)

To byłaby siódma - a zatem szczęśliwa - para :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz