wtorek, 30 czerwca 2015

Oczekiwanie

Minął weekend. A ja nie mam informacji od Damiana. Napisałem mu na WhatsApp ale nie odpisał mi, choć przeczytał wiadomość. Może napisałem w moim starym stylu - czyli nie perswazyjnie. Dawniej tak zaczepiałem ludzi, pisałem coś niby obok ich, a nie do nich. A ludzie widocznie lubią proste wezwania do podjęcia akcji. Takie "chamskie bezpośredniością" pytania w stylu - czy chcesz się poznać? Być może Damian także wolał takie bezpośrednie podejście. 

Napisałem mu zatem w poniedziałek rano, już po weekendzie, pytanie pod dogodnym pretekstem czy nasz kolejny weekend jest aktualny. Odpisał mi że tak i że zadzwoni po 18, tak jak to było w piątek przed tym weekendem kiedy się pozwaliśmy. Czyli pracuje teraz i zadzwoni po pracy. W piątek dzwonił już o 17.17 (tak zwana "godzina miłości" czyli imienny godziny). zatem miałem przed sobą około dziesięciu godzin do jego telefonu. Akurat pracy mam dużo, więc będę miał co robić. 

A zatem - gramy dalej w poznawaniu się z Damianem.

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Massless

Podobnie nie lubię osób, które bym określił jako massless, czyli massage less. To tacy niby zainteresowani masażem klienci, którzy jednak mają osobliwą miłość do pisania bez końca na czacie czy przez esemesy, ale jakoś nie mają realnej woli politycznej do umówienia się na masaż. I zaczyna to mnie wkurzać, bo nie wiem jeszcze czy ma do czynienia z naprawdę niezdecydowanym jeszcze klientem, którego muszę cierpliwie przekonać, czy z bajkopisarzem piszącym dla samego pisania i marnującym mój czas. 

Oczywiście po pewnym czasie to się także okazuje i jak mawiają wychodzi szydło z worka. Szkoda tylko czasu poświęconego na konwersowanie z kimś, kto jak się potem okazuje kompletnie nie ma jaj, aby się realnie spotkać na masaż. W sumie tak samo negatywna sprawa, jak wczoraj opisany przypadek, z jedną niewiele bardziej pozytywną cechą. Otóż przynajmniej rzadko kiedy się zdarza aby taki bajkopisarz masażowy korespondował całymi dniami, jak opisany wczoraj skorpion bez jaj. 

Przynajmniej takich gagatków szybciej się demaskuje.

niedziela, 28 czerwca 2015

Balless

Doś pokraczny tytuł tego posta wymyśliłem, ale balless to po angielsku może znaczyć tyle co balls less, czyli bez jaj. Przypomniało mi się coś, co jest przeciwieństwem Damiana. Mianowicie poznany jakiś czas temu facet spod mojego ulubionego znaku skorpiona, mieszkający kilka kilometrów ode mnie w sąsiedniej dzielnicy, nie mający jakoś czasu przez wiele dni aby się ze mną spotkać, choć tak bardzo mu na tym zależało. Bo miał remont w domu, biedny. Ale jakoś nie przeszkadzało mu to - jak sam deklarował - spotykać się z kumpelkami w tym samym czasie.

Trafiłem na niego potem na czacie, gdy już wykasowałem go z telefonu tydzień wcześniej. Ogłasza się na czacie ogólnym, że spotka się z dojrzałym. I gada ze mną. I przeprasza. I mówi, że zmienimy to wszystko (czyli zmiana nic nie robienia na robienie). A jak by postąpił na jego miejscu facet w rodzaju Damiana? Konkretnie by się umówił na ten dzień. Skoro pisze na czacie ogólnym, że tego dnia chce się spotkać, to ma czas, prawda? Ale jak widać mieć czas to jedno, a mieć wolę polityczną do realnego spotkania się i poznania - to drugie.

Dlatego nie lubię tak niezdecydowanych.

sobota, 27 czerwca 2015

Nieoczekiwany sojusznik

No i zacząłem się, moim analitycznym sposobem, zastanawiać czy uda się poznanie Damiana. Nawet nie w sensie tego najbliższego obiecanego wstępnie weekendu, ale ogólnie - jako poznanie z sukcesem przyszłego partnera. Trochę wpadłem w panikę. Zdjęcie dał tam w tym anonsie bez twarzy ale seksowne i jak się okazuje seksownie owłosione ma ciało. Na pewno masa debili do niego pisze i mogą go na seks uwieść. Czy ja się przebiję? Pewnie tak, jeśli poznamy się nieco w rozmowie.

Bo szukanie do związku to poznanie przede wszystkim charakteru drugiej osoby. Co po udanym seksie, jeśli reszta życia wspólnego będzie porażką? A szczególnie, gdy on ma taką pracę, że na długie miesiące wybywa z kraju. I jego partner może go w tym czasie zdradzać. Ta jego praca może być dla mnie nieoczekiwanym sojusznikiem. Bo dzięki specyfice jego pracy on potrzebuje kogoś naprawdę zaufanego. Z partnerem był aż 10 lat i rozłączyła ich jedynie jego tragiczna śmierć. Byle debil napalony na seks mu tej pewności nie da.

Zaś nieoczekiwany efekt anonsu - to jego zdjęcie, które mi się jeszcze bardziej podoba :-)

piątek, 26 czerwca 2015

Hurry?

Przeglądając anonse na portalu, na którym Damian odpowiedział na mój anons, trafiłem na jego ogłoszenie. Było bardzo krótkie, zaledwie dwie linijki (moje miało ich pięć). I zagłębiłem się w jego treść:

Męski fajny facet szuka aktywnego niezależnego faceta 30-50 lat do budowania trwałej relacji. Lepiej iść przez życie we dwoje niż samemu. Liczę na szybkie spotkanie. Kontakt tylko telefoniczny!!!! Na początek proszę o SMS!!!! Numer w zakładce kontakt!!!

I trochę mi napięcie związane z poznawaniem Daniela opadło. Po pierwsze, podnosi kwestię aktywnego faceta, a ja jestem co najmniej zakurzony niepraktykujący w analu. Oby to go nie zniechęciło, choć wątpię czy jest tak głupi jak ogół kierujący się tymi rolami w analu niczym wyrocznią. A po drugie - liczy na szybkie spotkanie. Więc być może jego chęć umówienia się ze mną od razu na weekend to nie kwestia courage i woli politycznej, ale szybka chcica

Ciekawe jak to się okaże w ewentualnych dalszych rozmowach z nim.

czwartek, 25 czerwca 2015

Tęsknota

Nadszedł weekend i nie miałem kontaktu z Damianem. I zacząłem tęsknić do kontaktu z nim, mimo że prawie się dotąd nie poznaliśmy. Podobało mi się to, bo oznaczało, że zależy mi na poznaniu go. Nie wiedziałem tylko, dlaczego on się nie odzywa. Teoretycznie mógł nie chcieć ze mną mieć kontaktu, ale tylko pro forma brałem tę opcję pod uwagę. Moje wytłumaczenie było inne - on nie jest online wtedy, gdy jest z przyjaciółmi. Spędzał weekend z przyjaciółmi (lub znajomymi) i nie rozdrabniał się w czasie spotkania z nimi na pisanie esemesów ze mną. 

Z jednej strony smutno mi, że nie piszemy. Ale z drugiej, jest to o wiele lepsze. Bo wiem, że gdyby przyjechał w weekend do mnie, to będziemy tylko dla siebie i też nie będziemy odpisywali nikomu w tym czasie. Wolę faceta, który będąc ze mną jest tylko dla mnie, niż takiego, który jak Jonasz co chwila komuś odpisuje. Poza tym był jeszcze jeden czynnik - nie jesteśmy (być może jeszcze) partnerami. Więc on nie musi się mnie spowiadać z tego co robi. Pewnie gdybym był jego partnerem to byłoby zupełnie inaczej i pisałby do mnie w każdej wolnej chwili. W sumie więc martwiłem się jedynie o to, czy po weekendzie wznowi się kontakt i czy nasz kolejny weekend (i co za tym idzie poznawanie się na dobre) będą aktualne. 

Miło patrzeć jak mi zależy na tym chłopaku :-)

środa, 24 czerwca 2015

Zdecydowanie

Daniel zadzwonił gdy sobie zmęczony drzemałem po południu, ale nie odebrałem. Miałem po 18 do niego zadzwonić jak skończy pracę, a była 17.17 - nota bene tak zwana "godzina miłości". Byłem jednak tak bardzo "zadrzemany", że nie miałem siły odebrać i gadać. Po 18.20 dałem mu znać że jestem i od razu zadzwonił. Spodobało mi się to, że ma taką wyraźną wolę kontaktu. Krótko niestety pogadaliśmy, bo szykował się na przyjęcie jakieś i miał następujący kolejnego dnia weekend też uprzednio zajęty z przyjaciółmi. Ale od razu zaproponował spotkanie w następny weekend, mimo że dzieli nas dokładnie pół Polski. Czy przyjedzie w takim razie do mnie? Żaden problem. 

Jeszcze raz podkreślę, że bardzo mi się podoba takie zdecydowanie w poznaniu się i wola działania. To stawia pozytywnie do pionu i sprawia, że i ja priorytetowo traktuję taką osobę. Dlatego przychodzące z kilka godzin wcześniej rozczarowanie z nie mającym czasu na spotkanie Gawłem kompletnie mnie teraz nie zasmuciło. W ogóle nie naciskałem już Gawła na spotkanie. Byłem zafascynowany Damianem. Jego otwartością, zdecydowaniem, a także chłopięco-męską urodą

Czyżbym znalazł odpowiedniego chłopaka (i zarazem faceta) do związku?

wtorek, 23 czerwca 2015

Damian

Tą poznaną w dniu w którym miałem się spotkać z Gawłem osobą był Damian. Poznaliśmy się podobnie jak z Gawłem - on napisał w odpowiedzi na mój anons na portalu ogłoszeniowym. I popisaliśmy esemesy, bo od razu podał mi telefon. Ma też WhatsApp, w przeciwieństwie do Gawła. Wysłał mi w miarę szybko fotki. O wiele bardziej mi się podoba. Ma 34 lata, więc tylko cztery mniej niż Gaweł, ale wygląda znacznie, znacznie młodziej od Gawła. I to nie jest kwestia wieku, ale samego człowieka. Ma bowiem szczuplejsze ciało, czyli podświadomie wygląda, jak przeważnie myślę, że wygląda (przynajmniej w mojej wyidealizowanej imaginacji) młody chłopak. 

Ma też inną twarz. Oczywiście to twarz dojrzałego faceta, a nie młodziaka. Ale wygląda o niebo fajniej dla mnie. I to pomimo tego, że posłał mi foto w malutkiej rozdzielczości z rozpaczliwie smutną miną. A jak wiadomo, lepsza jakość zdjęcia i uśmiech o wiele polepszają czyjś odbiór. A mimo to bardzo mi się podobał. I to bez jakiś innych czynników zachęcających. Co mi się mogło podobać w jego twarzy? Może o że miał włosy na całej głowie i prawie nie łysiał. Mimo że chyba zaczynał w wieku 34 lat siwieć, to mi wcale nie przeszkadzało (inaczej niż u prawie łysego Gawła). I rysy twarzy też miał chłopięce i dojrzale zarazem. Czyli dojrzałego chłopaka

A ja coraz bardziej marzę o właśnie takim typie faceta.

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Twarz

I wreszcie Gaweł wysłał mi zdjęcie twarzy. Jak zapowiedział ma dojrzałą twarz. A i sam jest nieco misiowaty. I miałem okazję skonfrontować to z moimi wyobrażeniami i ewentualnymi ujawniającymi się blokadami. Otóż z jednej strony niby nie był w moim typie, bo był nieco siwiejący (na brodzie, bo z powodu łysej po części głowy nie widać było koloru resztek włosów, które miał z boku) - ale nie miał aż tak starych i dojrzałych rysów twarzy, które by mnie definitywnie zablokowały. Parzyłem na jego zdjęcie i oswajałem się z nim. 

Umówiliśmy się na spotkanie pod koniec tygodnia, bo nie miał wcześniej w pracy czasu. Oswajałem się więc z nim i nastawiałem na masażo-randkę przy winie, które miał przynieść (i tym razem mieliśmy je sami wypić). No i pisaliśmy esemesy. Ale pod koniec tygodnia zawaliła go praca i nasze pierwotnie zaplanowane spotkanie nie wypaliło. A ja już nie naciskałem na nie, bo w międzyczasie poznałem (w dniu, w którym mieliśmy się spotkać) jeszcze kogoś innego. Ale kogoś, kto był tak daleko, że i tak by się wtedy ze mną nie spotkał.

Zatem sprawa poznania Gawła stanęła w zawieszeniu.

niedziela, 21 czerwca 2015

Gaweł

Potem był Gaweł. Miał 38 lat, więc był już na granicy mojej zdolności do poznawania się według moich dotychczasowych praktyk. Jeśli by wyglądał zbyt dojrzale, mógłbym mieć na niego intymną blokadę i nie wyszłoby nam nic z tej emocjonalnej i erotycznej części poznawania się do związku. Tego się najbardziej obawiałem, ale nie wiedziałem jak wygląda. Za to miło nam się korespondowało, szukaliśmy podobnie i to było optymistyczne.

Takiemu panu też można bardziej zaufać niż młodzianowi. Nie jest to ktoś w ten czy inny sposób nieodpowiedzialny, ma ustatkowane życie. A być może nawet ma możliwość, aby u niego zamieszkać, co w mojej sytuacji zaczynało być bardzo niepokojącą alternatywą. Niepokojącą w tym senie, że przymusową, a nie dobrowolną. Zatem rozwijała się między nami wspaniała komunikacja esemesowa i wiele do siebie pisaliśmy. 

Bałem się tylko jego potencjalnie zbyt dojrzałej twarzy.

sobota, 20 czerwca 2015

Miłosz

Kolejnym chłopakiem był Miłosz. I oczywiste jest ulokowanie go po Arku, bo jego z kolei zaprosiłem na spotkanie przy tym winie, które Arek wcześniej przyniósł. Miłosz mieszkał pod Warszawą i przyjechal podmiejskim. Mieliśmy dwie godziny na spotkanie, bo potem odjeżdżał ostatni autobus do niego. Wypiliśmy wino i gadaliśmy. I to on zaproponował aby się przytulić, potem się całowaliśmy.

Mówił, że ma kompleks małego penisa. A ja mu na to zgodnie z tym co czuję i uważam odpowiedziałem, że nie liczy się penis, ale człowiek. A żyje się w związku z człowiekiem,  nie fiutem. I zdecydowanie tak uważam! Bo liczy się szczęście życia razem, a nie kutas. Nie miałem okazji przekonać się na ile ten jego penis jest mały, bo skończyliśmy jedynie na niewinnym przytulaniu i bardziej winnym (także gra słów - że po winie) całowaniu się. A potem był problem z kontaktem. Nie miał żadnego komunikatora, a także nie posiadał kasy na esemesy, więc mogłem do niego pisać wiadomości ale bez odbioru. A ja nie miałem kasy, aby dzwonić do niego.

I tak techniczna zabawa w głuchy telefon zawaliła nam poznanie się.

piątek, 19 czerwca 2015

Arek

Kolejny przypadek to Arek - student z innego miasta mieszkający w Warszawie przez wakacje, gdyż odbywający praktyki zawodowe w jednym z zakładów w tym mieście. On przyszedł do mnie na masażo-randkę z winem, bo nie miał jak zapłacić. Pogadaliśmy, zrobiłem mu masaż, ale nie doszło do żadnych zbliżeń. A potem już - wybiegając w przyszłość - można powiedzieć, że kontakt wygasł. Szkoda, bo można było z nim wiązać pewne nadzieje, na przykład na to, że by u mnie pomieszkał ratując mi finanse w czasie samotnego wynajmu. 

I tak by wiele z tego nie wyszło, bo najdalej z nowym rokiem akademickim by wracał do swojego odległego miasta, ale co by mógł poratować, to by mógł. A w tym czasie coraz bardziej brałem pod uwagę takiego rodzaju warianty ratunkowe dla (w najlepszym wypadku) uratowania mojego wynajmu, a w najmniej korzystnym przypadku - dla zapewnienia mi zamieszkania gdzieś indziej. Ale on nie poratował nic. No i w efekcie jedyne co miałem po nim "na pamiątkę" to było owo wino. 

Można powiedzieć przewrotnie, że to moja wina ;-)

czwartek, 18 czerwca 2015

Bezdotykowy dowód

Już się z Jonaszem nie spotkałem, ale wydarzyły się rzeczy, które mnie tylko utwierdziły w moich co do niego obawach. Najpierw błagał mnie o przenocowanie jego u mnie (już kolejnej nocy), co kompletnie nie licowało z zamożnym i wyposażonym we własne lokum fachowcem. Zaś idealnie pasowało do niemającego się gdzie podziać latawca. Fachowiec z własnym mieszkaniem nie błaga o nocleg gdzieś indziej. Zacząłem jednak mięknąć i wstępnie dałem mu do zrozumienia, że możemy się spotkać znowu, a on zaproponował wieczorem, czyli za ładne kilka godzin. 

To była rozmowa telefoniczna. Po chwili od jej zakończenia jeszcze raz dzwoni do mnie i rozanielonym głosem cieszy się, że zaraz się spotkamy. Ewidentnie pomylił rozmówcę. A gdy się zorientował, to się od razu rozłączył bez słowa i już nie dzwonił. I oczywiście nie skontaktował w sprawie wieczornego spotkania. Zupełnie jak przyłapany na gorącym uczynku złodziej. Zaś kolejnego dnia trafiłem na niego na czacie (a na czacie w ogóle się z nim stygnąłem za pierwszym razem, więc pamiętałem jego nick). Podałem fałszywe imię i wysłałem fałszywą fotkę. On podał swoje imię i dał swoje zdjęcie. I gdy się dowiedział, że nie mam własnego niekrępującego mieszkania, to zamknął okno. I to był koniec procesu dowodowego wykazującego, że jest latawcem.

Udowodnił bowiem, że szuka ewidentnie kolejnego pomieszkania.

środa, 17 czerwca 2015

Latanie

Jonasz odbiera telefon, nagle musi gdzieś wyjść coś załatwić. A potem się okazuje, że nie może się zatrzymać u siebie w mieszkaniu na noc i chce tylko zabrać kilka rzeczy, aby się na jutro przebrać do pracy i zanocować u mnie. Jeszcze rozumiem, gdyby zaproponował mi, że zostanie u mnie na noc dla zajebistego seksu (a wcześniej dał mi jego demo, zamiast tak naprawdę bardziej wymuszonego przeze mnie biernego poddawania się mojemu przytulaniu). Wtedy to miałoby ręce i nogi. Ma swoje mieszkanie, ale zostaje u mnie, aby się po prostu kochać. 

A ja nabrałem podejrzeń co do jego zachowania, faktów które negatywnie dla niego interpretowałem i wreszcie - last but not least - mojej negatywnej wobec niego intuicji. I postanowiłem twardo domagać się weryfikacji, czyli pokazania mi jego mieszkania. I to w realu a nie na jakichś zdjęciach. Konkretnie pokazać w realu. Wtedy uwierzę w jego opowieści. Ale oczywiście nic z tego, on się wymigiwał jak mógł z tego. Więc raczej nabrałem pewności, że pan Jonasz jest latawcem z gołą dupą, a nie intratnie zatrudnionym fachowcem z własnym mieszkaniem. 

Ale jeszcze lepsze miało dopiero nadejść.

wtorek, 16 czerwca 2015

Jonasz

Kolejny przypadek to Jonasz. A to ciekawa postać. Niby wykształcony, świetna praca, doskonała pensja, własne mieszkanie. Ale zachowuje się dokładnie odwrotnie - jak liczący się z każdym groszem biedny, a w dodatku raczej tułający się od kogoś do kogoś, mający coś do ukrycia i nie do końca uczciwy. I znów gdy go poznałem, to nabrałem intuicyjnej obawy o mój portfel. Zacząłem się też bać, że trafiłem na latawca, nico takiego jak Kanibal, który tuła się od domu do domu sprzedając te swoje cudowne bajeczki. 

Zadziwiające jest także to, że Jonasz był jakby ciągle online. Jak przed spotkaniem ze mną był na jakimś spotkaniu z kumpelą, to korespondował ze mną całkiem ochoczo na WhatsApp. Było to nawet miłe, bo z nim wymieniałem myśli. Ale już mniej miłe było, gdy jak sami się przytuliliśmy, to on co i rusz odpisywał w telefonie na wiadomości od innych osób, a nawet odbierał telefony. I pomyślałem sobie, że to właśnie pasuje do takiego latawca - on ciągle się umawia z kolejnymi osobami pragnąć się gdzieś zaczepić. 

A potem Jonasz dał popis swojego latania.

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Marek

Kolejna osoba to Marek. Tym razem bez obaw, bo już mieszkałem sam. Wiec nikt mi nie przeszkadzał zaprosić go do mnie. I nikt mnie już nie nakrywał z nim. Spotykamy się na przystanku, on już na mnie patrzy. Idziemy do mnie, on już na mnie patrzy. Kupiliśmy piwo, idziemy do domu, siadamy. A on mnie po chwili przyciąga i całuje. I spotykaliśmy się kilka razy, obciągaliśmy sobie, u niego było to trochę skomplikowane, bo miał wpół stulejkę. A za każdym razem na spotkanie kupował jakieś piwo. 

Ale ile razy można się spotykać z kolejnym piwem kupowanym na spotkanie? Kilka razy. Fajny chłopak, ale jakoś nie do końca na moich falach. A w ogóle to facet jak się patrzy, bo miał 35 lat. Zaczynam się przebranżawiać na dojrzałych facetów, którzy mnie dotąd nie kręcili. Może to jest moja grupa docelowa? Potraktowałem to jako niezamierzone wprowadzenie i pożyteczną naukę do bliskości z dojrzałymi facetami. I jako potwierdzenie tezy, że mnie w seksie kręcą w największej mierze emocje i uczucia, a nie sama fizyczność, nawet jeśli jest cudownie przez dojrzałego faceta realizowana. 

A zatem Marek to cenna nauka na wielu płaszczyznach.

niedziela, 14 czerwca 2015

Milczenie

Inną pośrednią korzyścią z tego niefortunnego nakrycia mnie z Kanibalem było milczenie obrażonego współlokatora. Obraził się na mnie i milczał. Ba, nawet już wygrażał, że jeśli jeszcze raz mnie z kimś innym nakryje, to wezwie policję. I oczywiście opowiedział przez telefon o tym wszystkim, którzy chcieli go słuchać - a to cioci-ploci, a to partnerowi. Miał newsa dnia. Ale już nie raz mnie obsmarował przez telefon, więc to nie pierwszyzna. Jedyne co mnie naprawdę martwiło, to jego możliwe wyniesienie się ode mnie i utrata płynności finansowania wynajmu.

Za to owe jego milczenie było całkiem przyjemną "karą" dla mnie. Mogłem odpocząć od wysłuchiwania jego tyrad i uprzejmego potakiwania mu. Takim ludziom się bowiem jedynie przez grzeczność potakuje i tylko w duchu czeka aż się odczepią. Nie ma sensu z nimi podejmować dyskusji, bo to jest bezprzedmiotowe. Więc faktycznie miałem nieco R&R (Rest & Recreation jak mawiają anglosascy wojskowi) od tego dość dokuczliwego w relacjach codziennych osobnika. 

Jedyne co dobre w tym pełnym tragikomedii wydarzeniu.

sobota, 13 czerwca 2015

Renoma

Najlepsze jednak było co innego. Współlokator skojarzył Kanibala jako kogoś, o kim dyskutowało się czasem na forach gejowskich. A że to chłopak charakterystyczny z wyglądu, więc łatwo go skojarzyć. I była o nim mowa jako o latawcu, spotykającym się z wieloma osobami i - co równie ważne - w kilku przypadkach jako o złodzieju okradającym przyjmujących go ludzi. Więc moja obawa i schowanie portfela w czasie spotkania nie były bezzasadne. Warto ufać intuicji, która widocznie wyczuła, że coś jest nie tak. 

I współaktor się wściekł dlatego, bo wyczuł u siebie w nieotwieranym normalnie w czasie jego nieobecności pokoju obcy zapach. Za mojej świadomości Kanibal tam nie wchodził, ale kto wie czy gdy byłem chwilę w łazience tam cicho nie zajrzał. A może gdy spałem on tam zajrzał i czegoś szukał. W każdym razie nic szczęśliwie z domu nie zniknęło, ale nie dziwiłem się złości współlokatora, że obawiał się o swój dobytek u mnie. Nie dość, że skucha, to i wstyd - i tragikomiczne przyjęcie pod dach akurat tak kontrowersyjnej osoby.

I utrudnienie na długie tygodnie poznawania ludzi, zanim się to nie wyprostowało.

piątek, 12 czerwca 2015

Chcica

Współlokator wściekły, że sprowadzam sobie gacha, bo - według niego - mam chcicę. Ale wie, że od jakich dwóch i pół roku nie miałem nikogo, zatem skąd takie wychodzenie ze chcicą? Ot z tego powodu, że współlokator w swoim przekonaniu wie lepiej jak jest. Naturalnie wie lepiej ode mnie, bo po prostu on ma taki charakter, że zachowuje się jakby wszystko wiedział - i na dodatek był przy tym nieomylny. I najgorsze jest to, że nijak nie można mu wytłumaczyć, że nie ma racji, bo albo zakrzyczy, albo zignoruje. A w skrajnym przypadku da w mordę.

Z takimi ludźmi się nie dyskutuje, bo po pierwsze nie warto (i tak nie da się ich przekonać do innych niż ich własne racji), a po drugie to nawet niebezpieczne (skoro może w mordę dać lub zrobić jakieś inne nieprzewidziane działania). A w tym wypadku zaczął się on odgrażać tym, że odejdzie z mieszkania, co by mnie podstawiło na lodzie - sam wynajmu nie udźwignę. Zatem kwestia połamania przeze mnie własnych procedur to jedno, a zbesztanie mnie za kilka razy wiesze wyimaginowane moje winy, to drugie. 

Słowem z małej chmury wielki deszcz.

czwartek, 11 czerwca 2015

Kanibal

Kolejna osoba, tym razem potencjalnie negatywna to Kanibal. Znów ksywka. Kilka razy pisaliśmy na portalach gejowskich, więc jakby traktowałem go jak już nieomal pół znajomego. Dlatego kiedy wreszcie się chciał spotkać ze mną, to zgodziłem się bez wahania. Zastosowałem jednak procedury ochronne. Jak kiedyś ustaliłem ze współlokatorem - nie zapraszać do domu nieznajomych. A zatem spacer poza domem. I spotkaliśmy się na przystanku. Tyle, że padał deszcz. Spacer w deszczu, nieco przemokliśmy pod parasolem, więc poszliśmy do domu wysuszyć się. Współlokatora nie było, bo wyszedł i chyba był u kumpeli.

Pozwoliłem mu zanocować bo było już późno. Świadomie złamałem moje procedury ochronne, przynajmniej wiedziałem, że przeciwko nim występuję. I głupio mi było, czułem się dość niepewnie. Uprawialiśmy wpół seks, w sumie laska i wytrysk, ale nie do ust. Takie seksualne byle co. Z uwagi na niepewność, gdy Kanibal był w łazience, na wszelki wypadek ukryłem portfel przed nim. Rano wraca współlokator i nakrywa nas. Ale skucha! Kanibal się zmywa a współlokator jak widzę też nie jest szczęśliwy. No to lipa na całego. 

Faktycznie lipa, ale o tym jutro.

środa, 10 czerwca 2015

Tymek

A dziś o innym nieco przypadku, otwierającym kilka postaci bardziej negatywnych w tej mojej galerii. Na pierwszy ogień negatywnych postaci idzie Tymek. Ma 24 lata, ale pilnie podkreśla, że od kilku lat radzi sobie sam w życiu. Faktycznie, radzi sobie aż za dobrze. Bo myśli tylko o sobie i nie ma zrozumienia dla innych, wobec których uderza w mentorskie tony. To mocno do niego zniechęca. Jest słodki z wyglądu, ale niedostępny, choć mam wrażenie z rozmów z nim, że chętne sięga także po ciało jako element uatrakcyjniający poznanie. Akurat widać jednak nie byłem w jego typie. 

Za to dokuczyło mi jego egoistyczne podejście - tym się interesował znacznie bardziej, niż naszą ewentualną relacją, jako partnerów albo nawet porządnego w owym czasie współlokatora. Na tę egzystencjalną pomoc bardzo liczyłem, ale okazała się ułudą. Tym bardziej zatem wkurzało mnie podejście Tymka, aby wszystko ogarniać pod siebie, nie myśląc o potrzebach innych. Mnie nic nie da, ani czułości, ani wsparcia jako współlokator - ale czerpać chce ode mnie. No to w pewnym momencie wkurzyłem się na jego (bardzo zresztą słodkim głosikiem) wygłaszane egoistyczne prośby pod moim adresem i rzuciłem słuchawką. W zamian napisał mi mentorski SMS, a po nim kolejny ze słowem "Nara".

No to nara!

wtorek, 9 czerwca 2015

Pelot

Kolejny pseudonim następnego chłopaka, pod którym go kojarzyłem, to Pelot. Fajny chłopak o urodzie jakiegoś islamisty (czarny, orzechowe oczy, prawie z wyglądu jak młody dżihadysta - słowem cukiereczek). Był w rodzinie zastępczej, miał kilkanaście osób rodzeństwa (prawie każde z innym ojcem) i część z nich odnalazł w domach dziecka lub innych rodzinach zastępczych. Fajny chłopak, mający 19 lat i robiący maturę, gdy się poznaliśmy. Znów nadzieja na coś. 

A tak naprawdę kolejna znajomość, która się tylko otarła o mnie. Ale przynajmniej przećwiczyłem z nim od kilu lat nie praktykowaną sztukę całowania. Taka mała korzyść, że znów się w tym odnalazłem. Ale z Pelotem nic nie wyszło, nawet jego częściowa pomoc jako tymczasowego współlokatora, gdy potrzebowałem takiego wsparcia, nie udała się. On po prostu nie nadawał się na człowieka, który coś by odpowiedzialnie planował. Za bardzo żył jeszcze od wypłaty do wypłaty i nie był w stanie nawet odłożyć na dołożenie się do czynszu by zamieszkać u mnie, nawet na krótki czas. 

Kolejny młody, ale nieodpowiedzialny.

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Baden

A dziś mini cykl o poznawaniu kandydatów na partnera, jacy mi się trafili w ciągu ostatniego roku. Imiona postaci są oczywiście zmienione. Na pierwszy ogień Baden. Taki pseudonim, bo od tego pseudonimu go znałem. Ma 19 lat, zrobił maturę, mieszka na południu Polski (a zatem spotykanie się jest prawie niemożliwe), interesuje się subkulturą futrzaków. Fajny cyber przyjaciel do wielu rozmów na GG lub czacie Facebooka. Przystojny chłopak, który mi się podobał, ale nie miał jaj w zakresie poznawania się do związku.

Nie miał jaj w sensie zdecydowania do spotkania się, czy nawet myślenia o budowaniu relacji. Taki trochę niepewny w sądach, niezdecydowany, którego nie można na pewniaka planować. W końcu przyjechał do Warszawy i spędziliśmy dzień razem. Fajnie było, ale to poczucie niepewności i niezdecydowania pozostały. I już się nasza znajomość zabetonowała na zasadzie takiej cyber przyjaźni, zresztą z coraz rzadszą i miejscami wygasającą na całe miesiące komunikacją.

Fajny chłopak, ale nie tędy droga.

niedziela, 7 czerwca 2015

Wielka ulga - mały terror

Nie tylko były partner odetchnął z ulgą po rozstaniu ze znajomym. Inni także odetchnęli. Ci, którzy dzięki tym wydarzeniom zostali odsunięci od tego człowieka. Nawet ja sam też odetchnąłem. I na koniec mojego mini cyklu o tym znajomym taka smutna refleksja. Źle się dzieje, gdy ludzie oddychają z ulgą, gdy ktoś luzuje lub kończy z nimi znajomość. Oznacza to, że ta osoba dawała się im we znaki i wszyscy (którym to uprzykrzało życie) z ulgą przyjęli jej odejście. To oczywiście źle świadczy o takim człowieku.

A dlaczego dawał się we znaki? Może dlatego, że nigdy nie próbował prawdziwie dyskutować, ale wolał wmuszać swoją rację innym. A dyskusja to możliwość przyznania się do błędu, gdy ktoś go udowodni. W dyskusji docieka się obiektywnej prawdy, a on chciał tylko "udowodnić" swoją rację za wszelką cenę. Leczył tym, jak sam czasem przyznawał, swój kompleks niższości, wynikający z doświadczeń dzieciństwa. Lecząc swój kompleks i ciesząc się wątpliwą i wymuszoną na innych "racją" zniechęcał tych innych do siebie. Bo kto lubi być w taki sposób terroryzowany? To taka indywidualna wersja politycznej poprawności, która terroryzują Europę. 

A nikt chyba nie lubi być pod wpływem terroru, nawet jeśli to jest tylko taki mały terror.

sobota, 6 czerwca 2015

Decyzja

I wreszcie ten nowy partner jakoś się w pełni otworzył przed znajomym, co sprawiło, że znajomy zerwał już z poprzednim facetem. Jak się okazuje, ku wielkiej uldze tego ostatniego. Źle to wygląda, gdy poprzedni partner oddycha z ulgą po rozstaniu. To ewidentnie pokazuje, że w związku coś było nie tak. I ciekawe czy takie "nie tak" w tej lub innej postaci powtórzy się z tym kolejnym "wspaniałym" partnerem. Innymi słowy, czy bajeczka się powtórzy po raz enty. 

Zaczyna się oczywiście od miesiąca miodowego, od okresu wielkiej miłości i fascynacji. Tylko pytanie, czy to wystarczy aby faktycznie związać się ze sobą. Aby czuć się kochanym, nie tylko w seksie, ale przede wszystkim w duszy. Aby czuć oparcie w tej bliskiej osobie. Obawiam się jednak, że to im się także rozwali. Bo chyba dobrali się zbyt entuzjastycznie, ale bez głębszej refleksji. I chyba nie do końca zmienią swoje przyzwyczajenia, które mogą ich potem zaprowadzić na manowce rozstania. 

A to będzie uwierało jak źle dobrany but - najpierw lekko, ale potem trzeba będzie but wyrzucić.

piątek, 5 czerwca 2015

Przekładaniec

I nastąpiło coś najzabawniejsze pod słońcem - przekładaniec związku z dwoma facetami naraz. Z poprzednim partnerem miał full sex on demand, a nowy partner jakoś się do tego seksu nie palił. Widocznie nie przekonał się jeszcze ze swojej strony i nie odnalazł w tej sytuacji. Poprzedni partner wiedział o nowym, ale nowy nie wiedział o seksualnej recydywie z poprzednim. A to potencjalnie może prowadzić do wydania się całej sprawy i katastrofy.

Ale seks jest dla ludzi, a kto chce ten robi go z poczuciem odpowiedzialności za siebie i partnera. Trzeba tylko zdawać sobie sprawę z tego, że czasem stąpa się w tym seksie jak po linie. A wtedy wystarczy mały fałszywy krok aby spać w przepaść. Ja sam bym nie chciał mieć takich problemów. Chyba jak większość ludzi wolę jasne sytuacje. Ale życie pisze czasem tak poplątane scenariusze, że trudno jest w posty sposób znajdować rozwiązania. 

Byle tylko nie zaplątać się wtedy jeszcze bardziej :-)

czwartek, 4 czerwca 2015

Partner N+1

I pojawił się kolejny cudowny partner w życiu tego znajomego. Ale nie było to takie proste, jakby on chciał. Bo partner (także z 40-letnią różnicą wieku) miał swoje życiowe przyzwyczajenia i uwarunkowania, które trzeba by dopasować do znajomego. A to wymaga czasem wiele cierpliwości i taktu. Tylko czy osoba tak zafiksowana na punkcie własnej słuszności, jak ten znajomy, potrafi wykazać się takim taktem i cierpliwością?

A co chyba najważniejsze, czy potrafi wyciągać rzetelne wnioski z poprzednich porażek? Nawet jeśli miałyby to być wnioski jej przeciwne i wskazujące także na jej winę? A wina zwykle leży gdzieś pośrodku. Nie przyjmowanie do wiadomości własnych błędów i win może skutkować tylko ponownym ich popełnianiem i napędzaniem przez to spirali auto frustracji. Ale jeśli dla kogoś tak naprawdę najważniejsze jest udowodnienie wszem i wobec jedynie swojej racji, to i ewentualny związek może poświęcić w imię tego egoizmu. 

I całkiem możliwe, że poświęci go nie zdając sobie z tego sprawy.

środa, 3 czerwca 2015

Miodek v. 2

I miodek się znów rozlał, wrócili do siebie, ale już chyba nie było tak jak dawniej. Nie mieszkanie razem, ale nocowanie co jakiś czas. Ale seksu mieli znów pod dostatkiem. Znakomite paliwo dla związku u wielu gejów. Klajstrujące wszelkie inne niedogodności i niedobrania. Pytanie było tylko takie, na ile im tego paliwa starczy.

Oczywiście znów były ichnie up and down - kłótnie czy sporty, obrażanie się i fochy. A potem wracanie do siebie. Spierać i fochać się można, ale gdy pakuje się chuja do dupy lub ust - to jest miodzio. I znów pojawia się pytanie, jak długo można ciągnąć taką relację opartą na jednej nodze. 

Do czasu poznania kolejnej osoby.

wtorek, 2 czerwca 2015

Odwyk

I mieli odwyk od siebie przez jakie 2-3 tygodnie, bo partner był na tyle pokiereszowany, że położyli go do szpitala i coś mu tam robili (szczęka, nos etc.). Ale uczucie nie wygasło. Albo to uczucie, albo prędzej chuć, bo obaj się pieprzyli ile wlezie i to ich naprawdę łączyło. Ich problem polegał na tym, że coraz mocniej łączeni seksem nie nadążali za to otwarciem się na siebie i akceptacją, wyjściem sobie naprzeciw. Wychodzili sobie naprzeciw tylko gejowską metodą wkładania chuja naprzeciw dupy. A to za mało aby żyć razem.

Ale nawet za wkładaniem chuja do dupy można zatęsknić. I mój znajomy zaczął tęsknić. A jego partner, być może też. W końcu dupy co jak co poszkodowanej nie miał. Gorzej z robieniem oralu, bo ustaw w trakcie leczenia. I mój znajomy podobno - jak mi opowiadano - już rozkminiał każdą reakcję partnera lub jej brak. Każdy esemes. I znów dożywało w nim pragnienie aby się spotykać z tym partnerem. 

Czyżby miała się ziścić powtórka z rozrywki?

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Dziecinada

Na Dzień Dziecka post o dziecinadzie w związku. Mój znajomy zdobył dowody na zdradę swojego faceta. Nie mnie oceniać na ile autentyczne i dotyczące obecnej, a nie jakiejś zaszłej sytuacji. I co się wydarzyło potem? Męska rozmowa, polegająca na argumentach pięściami. Pobił tego faceta. A potem, gdy zostali na chwilę sami (ich współlokator poszedł na jego prośbę po zakupy) podobno ten parter naskoczył na znajomego i sprowokował go do dalszej bijatyki. 

Efekt był taki, że partner korzystając z chwili nieuwagi tego znajomego wyskoczył przez okno (pierwsze piętro) i uciekł a potem podobno sprowadził policję aby odebrać swoje rzeczy. A ja to określę mianem dziecinady. Nie po to byli w związku, aby załatwiać takie sprawy mordobiciem, nawet jeśli byłoby ono w tak zwanym słusznym gniewie. To znaczy, że zapewne obaj nie dorośli do związku i poważnego brania odpowiedzialności za partnera i całą relację.

I taki był koniec ich wspaniałego związku.