Inną pośrednią korzyścią z tego niefortunnego nakrycia mnie z Kanibalem było milczenie obrażonego współlokatora. Obraził się na mnie i milczał. Ba, nawet już wygrażał, że jeśli jeszcze raz mnie z kimś innym nakryje, to wezwie policję. I oczywiście opowiedział przez telefon o tym wszystkim, którzy chcieli go słuchać - a to cioci-ploci, a to partnerowi. Miał newsa dnia. Ale już nie raz mnie obsmarował przez telefon, więc to nie pierwszyzna. Jedyne co mnie naprawdę martwiło, to jego możliwe wyniesienie się ode mnie i utrata płynności finansowania wynajmu.
Za to owe jego milczenie było całkiem przyjemną "karą" dla mnie. Mogłem odpocząć od wysłuchiwania jego tyrad i uprzejmego potakiwania mu. Takim ludziom się bowiem jedynie przez grzeczność potakuje i tylko w duchu czeka aż się odczepią. Nie ma sensu z nimi podejmować dyskusji, bo to jest bezprzedmiotowe. Więc faktycznie miałem nieco R&R (Rest & Recreation jak mawiają anglosascy wojskowi) od tego dość dokuczliwego w relacjach codziennych osobnika.
Jedyne co dobre w tym pełnym tragikomedii wydarzeniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz