W życiu czasem trzeba naprawiać niewielkie rzeczy, które mimo, że takie proste do naprawy, wymagają czasem wielu dni oczekiwania na to, aż zostaną w końcu zrobione. Oczywiście już samo oczekiwanie na ich naprawę może być bardzo irytujące, gdyż wkurza to, że coś nie działa w sposób odpowiedni. Ja przekonałem się o tym w ciągu ostatniego miesiąca, kiedy nie działały mi dobrze dwie rzeczy związane z wodą. A w sumie to nawet trzy.
Z jednej strony nie do końca dobrze działała ubikacja. Bywało, że woda nie chciała się napełnić po jej spuszczeniu albo odwrotnie, ciekła po napełnieniu. Takie wyciekanie wody było szczególnie denerwujące akustycznie. Po drugie miałem kran w kuchni, który nie posiadał sitka na końcu, dzięki czemu woda nie była spieniana w czasie wypuszczania z niego. Pal diabli tą pianę, ale gorzej, że ciekła po samym kranie i zaciekała na blat, który mógł namoknąć od jej wilgoci i wypaczyć się. Trzecia sprawa, to ogrzewanie, które nie zawsze działało. I nie zawsze dawało odpowiednią temperaturę. Jak widać woda sprzymierzyła się przeciwko mnie.
I wczoraj teoretycznie wszystko zostało naprawione. Właściciel dokręcił sitko, dzięki czemu woda z kranu już nie zacieka na blat. Wyregulował także spłuczkę, dzięki temu woda nie cieknie i napełnia się tak, jak Pan Bóg przykazał. A co do ogrzewania, to podobno zainstalowany został odpowiedni zawór i skonfigurowana pompa, dzięki którym będzie teraz działało znacznie częściej i zapewni odpowiednią temperaturę. Bo bywały momenty, gdy zbliżałem się z tym do pruskiej twierdzy. Tam dla żołnierzy w zimie normą było 16 stopni, u mnie zaś było 17. W sumie, jeśli się trochę cieplej ubrać, nawet 17 stopni nie jest takie złe. Ale mimo wszystko wolałbym być w Europie, a nie w Prusach. Po co o tym piszę? Jaki morał z tej całej historii naprawiania usterek związane z wodą?
Morał jest taki, że w życiu czasem tak niewiele trzeba aby coś naprawić i warto cieszyć się wtedy, gdy już to zostanie naprawione.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz