6 maja 2012
Umówiliśmy się z jednym kolegą na Starym Mieście na Placu Zamkowym. Przyjechaliśmy tam ciut po czasie, ale i tak byliśmy pierwsi. I czekamy. A jest zimno, wieje wiatr - a Rafik nie ma żadnej kurtki i tylko cienki sweterek na sobie. Nie jest też najcieplej. A kolega się nie odzywa. Mówiąc po gejowsku - chujnia :-)
Przeszliśmy się po Starym Mieście i gdy zamykaliśmy koło dostaliśmy SMS od tego chłopaka - z informacją, że zaspał. A Rafik w tym czasie zdążył się już zaziębić. W samochodzie było mu lepiej, ale potem w domu rozchorował się. Gorączka prawie 40 stopni, wyczerpanie. Opiekowałem się nim i przeklinaliśmy wyjechanie na spacer bez kurtki czy dodatkowego swetra.
Dwa dni mieliśmy smutne i schorowane, ale nie bylem z tego powodu nieszczęśliwy. Na swój sposób wręcz odwrotnie - bo mogłem się opiekować moim chłopakiem i to dawało mi radość. Choć, oczywiście, wolałbym się nim opiekować w jakiś znacznie przyjemniejszy sposób ;-)
Jak się okazuje, nawet gejowski spacer potrafi prowadzić do choroby ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz