4 maja 2012
Dziś nastąpiła także premiera czegoś czego poprzednio nie robiłem z chłopakami w klubie. Po prostu zaszliśmy sobie do darkroomu w Toro i kochaliśmy się tam z Rafałem. Robiłem mu loda. W samym robieniu loda nie ma nic porywającego, lód jak lód - taki mały kawałek Arktyki w naszym życiu. Ale ten lód był szczególny, bo niczym w ciemności nocy polarnej odprawiony - w darkroomie ;-)
Przy okazji, pokazało się, że warto być w parze. Bo gdy ja robię loda i mam usta zajęte, to mój chłopak może powiedzieć nieopatrznie wchodzącym do kabiny magiczne słowo "zajęte". Coś podobnego jak w przypadku toalety, ale tam się korzysta raczej przy świetle, a tu w ciemności. I także jest coś ciekawego w tym jak sprzątająca darkroom obsługa omiata nas snopem światła z latarki.
To było na pewno nowe i ciekawe doświadczenie. Coś wyluzowanego, miłego, radosnego i przede wszystkim spontanicznego. Nie chodzi o wytrysk, bo akurat nawet go nie było. Ale o luz i bycie razem. W tym miejscu, które można nazwać świątynią gejowskiej rozpusty, byliśmy razem.
To to razem jest najważniejsze :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz