Najlepszy dowcip jaki widziałem o produktach Apple to rysunek przedstawiający trójkę rozradowanych dzieci z tatą. Dzieciaki mówią na głos: iPad, iPod, iPhone. A tata siedzi na kanapie z mniej wyraźną miną i myśli sobie iPaid. Kto zna angielski ten wie o co chodzi...
Ja miałem w ostatnim miesiącu przypadki które mogę nazwać iPadł. I zdarzały mi się w różnych konfiguracjach kilka razy, Bywało że reinstalowałem system żonglując między Mavericks a Yosemite (ale już szczęśliwe nie będąc zmuszonym cofać się do Snow Leoparda). A potem komputer popisał się jeszcze bardziej i tuż przed imprezą odmówił pracy przy graniu muzyki z YouTube a potem, przywrócony z szybkiego backupu, ponownie się rozkraczył i to do tego stopnia, że pierwszy raz odkąd używam Apple zobaczyłem na starcie znak złego ładowania się systemu.
A potem, żeby było śmieszniej, pech dotknął mój dysk backupowy, i on się chwilowo uszkodził - ale to z mojej ewidentnej winy, wyrwania wtyczki w czasie pracy. No i straciłem moje backupy. Normanie nie używam ich za często, ale wiem że jak je stracę co jakiś czas, to akurat wtedy będą potrzebne. W pewnym momencie zostałem więc z najnowszą wersją systemu, od czasu do czau wieszającą się u mnie, i z komputerem który mając poprzednio bardzo mocno uszkodzoną baterię być może sam legł niewielkim uszkodzeniom od niej.
Czyżby to była metafora mojego własnego życia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz