Wielki
Redaktor potrafi wybrać wspaniale teksty, utworzy, cytaty. zabawia tym
publiczność, ukazuje głębie swoich kulturalnych zainteresowań. Jest jak
lew salonowy, zawsze gotów wyciągnąć z rękawa bukiet kwiatów, zawsze
potrafi dobrać wspaniałe dzieło do najzwyklejszej nawet chwili. Ale co kryje się za tą wspaniałą sceną?
Ale po drugiej stronie tej monumentalnej sceny i fascynującego przedstawienia jest bagno. Tkwią w nim gnijące myśli i zapiekłe urazy. To one przyciągają takie, a nie inne elementy pokazu. To one dyktują wybór. A
jeśli po drugiej stronie jest osoba emocjonalnie zaangażowana i zarazem
inteligentna oraz wrażliwa - to on potrafi wyczytać to, co w tym
pozornie niewinnym przekazie jest skierowane osobiście do niej. Nie jako kwiaty,
ale jako igły bijące prosto w serce.
To swoista tortura. Formalnie mamy do czynienia z jakimś niewinnym utworem albo recenzją. Na niewinny temat. Ale gołym okiem widzimy w nim nawiązania do nas. I co gorsza są to nawiązania często ironiczne, złośliwe, a nawet destrukcyjne. Ktoś po prostu bije nas w białych rękawiczkach. Dla postronnego obserwatora pisze sobie a muzom (szczególnie gdy ten obserwator nie widzi komunikacji z drugiej strony owego przedstawienia), ale ten kto ma wiedzieć - wie o co chodzi. Bo na 99% to nie jest przypadek, ale zamierzony, najczęściej złośliwy przekaz.
Faktycznie - taka zawoalowana recenzja czyjegoś życia - ale po mistrzowsku podana w tchórzliwym sosie, bez odwagi napisania wprost.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz