3 maja 2012
Spacerowałem koło samochodu i w końcu zobaczyłem go jak idzie. Podszedł i przywitaliśmy się. A potem dość szybko odjechaliśmy, aby nie zobaczyli go jacyś potencjalnie wścibscy sąsiedzi. I kogo mam u siebie w aucie? Nicengera. Uśmiechniętego chłopaka o ślicznych oczach i brwiach oraz o zalotnych ustach. Kogoś z kim można miło i ciepło pogadać. I pojechaliśmy z nim do domu.
Zatrzymaliśmy się na jednej stacji aby tam sobie kupić po dwa hot dogi. W toalecie wreszcie mogłem się przyjrzeć Rafałowi od frontu. Spodobał mi się bardzo. Miałem nawet ochotę go pocałować. Ale usta nasze przyjęły parówki z hot dogów, kawę z termosu i colę. I czuło się sympatię oraz bliskość. Kogoś, z kim coraz fajniej się gada i przebywa. Czyżbym znalazł wreszcie właściwego chłopaka? Ruszyliśmy dalej.
Droga mijała a rozmowa stawała się coraz bardziej życiowa. I zaczęliśmy się zastanawiać czy chcemy być razem, sprawdzić się razem. I doszliśmy do wniosku, że chcemy. A potem zaparkowaliśmy w słonecznym miejscu wśród pól, z burzą grzmiącą i błyskającą w oddali. Postój na papierosa, na resztki kawy w termosie. A potem po prostu zaczęliśmy się przytulać i pocałowaliśmy się. To były takie zaręczyny pod słońcem. Zaręczyny na uczuciowy kredyt, którego sobie nawzajem udzieliliśmy.
Zaręczyłem się z chłopakiem - oby po raz ostatni i szczęśliwy :-)))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz