maj 2012
Rafał jest zodiakalnym lwem, a więc władczym i królewskim znakiem zodiaku. Złotym znakiem. A ja jestem tylko skromnym rakiem, czyli znakiem intuicyjnym. I delikatnym. I srebrnym. Bo moim kolorem jest srebro (a planetą Księżyc) gdy kolorem lwa jest złoto (i oczywiście Słońce jako patron). I cała ta astrologiczna paplanina jest wprowadzeniem aby zrozumieć, albo nie zrozumieć, nasze zachowanie się wobec siebie.
Rafał jest zodiakalnym lwem, a więc władczym i królewskim znakiem zodiaku. Złotym znakiem. A ja jestem tylko skromnym rakiem, czyli znakiem intuicyjnym. I delikatnym. I srebrnym. Bo moim kolorem jest srebro (a planetą Księżyc) gdy kolorem lwa jest złoto (i oczywiście Słońce jako patron). I cała ta astrologiczna paplanina jest wprowadzeniem aby zrozumieć, albo nie zrozumieć, nasze zachowanie się wobec siebie.
Lew powinien być władczy i królewski, zaś rak lubi strzelać fochy. I faktycznie, strzelam fochy często, jestem obrażalski i lubię podejmować złe decyzje pod wpływem impulsów. Bywało, że wkurzałem się i zostawiałem chłopaka na lodzie idąc sobie gdzieś, na przykład zostawiałem Kubę ze znajomymi w klubie i wracałem do domu. Miałem też chłopaka raka (też Rafał mu było na imię) i fochowaliśmy się wzajemnie jak to raki potrafią.
Ale najdziwniejsze jest to, że z Rafałem też mamy obustronne fochy. Staram się to rozpracować, aby dociec ich przyczyny i zapobiec ich negatywnym skutkom. Obaj się zacinamy w tych fochach. I co gorsza negatywnie się podkręcamy. Jeden strzeli jakąś uwagę, a drugi się nakręca dzięki niej - i gotowe obrażenie się na siebie. No i fochamy się na siebie. Ale najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że ja nie czuję do Rafała złości mimo tego fochania się. To jest coś unikalnego.
Fochanie się wiąże się bowiem, albo raczej do tej pory wiązało, z pewną złością do osoby, na którą się focham. A w przypadku Rafała nie ma takiej sytuacji. Dawniej fochając się byłbym skłonny do wybuchów złości, mówienia podniesionym głosem, denerwowania się. A przy Rafale nie mam takich tendencji, mówię spokojnie (w moim przekonaniu przynajmniej). Nie wkurzam się na niego. I to mnie właśnie zastanawia.
Czy aby nie na tym polega miłość? Że się kogoś kocha i jest dla niego spokojnym, mimo tego strzelania fochów?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz