Wczoraj była opisywana przeze mnie mogiła, a dziś jest (w opisie) niejako sam cmentarz. Oczywiście to jest cmentarz w przenośni. Prawdziwy cmentarz (Powązki) zaliczyłem w poniedziałek, zresztą bardzo dobrze - bo nie tylko nie było żadnego tłoku, ale przede wszystkim dopisała pogoda. Było naprawdę miło. I wszystko wskazywało na to, że zień była udany. A tu taka mogiła w chacie, gdy wieczorem po powrocie do domu przekonałem się, że mój komputer padł.
Była taka piosenka o Janku Wiśniewskim, który padł. I na drzwiach go ponieśli. Zabrałem się za myślenie co robić. Pomyślałem sobie, że to może kwestia zepsutego zasilacza. Dzięki smartfonowi znalazłem na Allegro tanią (za 50 zł a nie 300) aukcję używanego zasilacza o odpowiedniej wtyczce (jestem o trzy wtyczki do tyłu w sprzęcie Apple). Spakowałem komputer (nie na drzwi, ale do torby) oraz zasilacz i pojechałem do tego pana, który zasilacz oferował. Jeśli wszystko zadziała, to wykpię się połową setki. Ciekawe, czy to moje "w torbie ponieśli" będzie szczęśliwe.
Przyjechałem, najpierw postanowiłem sprawdzić mój zasilacz - pan mówi, że wydaje mu się, że działa (bo się pali diodka na wtyczce MagSafe). Sprawdził to ze swoim Makiem - działa. O cholera! Jego zasilacz u mnie z kolei nie działa - co prawda diodka się tak samo pali jak przy moim zasilaczu, ale komputer nie daje znaku życia. A zatem niestety (i po części stety) to nie jest wina zasilacza. Czyli zasilacz jest okej, a komputer jest padnięty inside. No to zapowiada się dalsza część historii. Jedyna drobna korzyść była taka, że dali mi adres podobno świetnego serwisu naprawczego, który tanio bierze i dobrze robi.
Dobrze robi? Przydałoby się ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz