I nadszedł dzień Wszystkich Świętych - a dla mnie prawdziwy cmentarz. Ale w przenośnym tego słowa znaczeniu. Siedzę w domu, w grobowym nastroju. Pogoda fatalna, slota i zimno - przynajmniej nie żałowałem, że pofatygowałem się dzień wcześniej na groby. Oczywiście w domu po powrocie próbowałem różnych sztuczek aby ożywić komputer, ale nic z tego. Trzeba go zawieźć w środę do tego poleconego mi serwisu. A do tego czasu mam smutny dzień. Czyli dzień bez komputera.
Dobra okazja, żeby się zastanowić nad jego rolą w moim życiu. I przeanalizować ten mój smutek. Otóż od dawna nie gram na kompie (choćby dlatego, że mam uszkodzoną lepszą grafikę i w grach wszystko się tnie). Więc na pewno nie żal mi grania. Samej pracy też mi nie żal jako takiej. Ale niestety żal mi niezarobionych pieniędzy. Bo żyję finansowo na styk i każdy dzień zwłoki w pracy rujnuje mi życie. Skąd wezmę kasę na czynsz i na naprawę kompa? Oto jest pytanie. I oto jest zmartwienie.
Okazuje się, że jedyne czego na samym kompie mi żal, gdy kompa chwilowo nie ma, to po pierwsze pisanie moich własnych tekstów (w tym bloga). Po prostu lubię przelewać myśli na ten "papier". A po drugie brak mi tego, do czego kompa także używam - czyli czytania wiadomości z kraju i ze świata, a czasem obejrzenia filmu lub posłuchania muzyki. Jest to więc pewne uzależnienie do komputera, ale chyba nie takie, jak mają inne osoby, na przykład namiętni gracze. A ja jestem smutny przede wszystkim dlatego, że nie znam odpowiedzi na dwa pytania - kiedy i za ile naprawią mi sprzęt.
A bez tego wszelkie plany na najbliższą przyszłość są teoretyzowaniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz