Przywykłem do tego że mój komputer działa raczej niezawodnie. A szczególnie na etapie wciskania przycisku zasilania i startu. Ale nawet w tym zakresie może zawieść. I tak pewnego dnia mnie zwiódł. Wystartował dopiero za którąś próbą. A zbliżała się pora pracy (zdalnej) i trzeba było być pod netem.
No i stało się. System na którym pracuję (w sensie do którego się zdalnie loguje) zawiesił się i musiałem zrestartować mój komputer. I nagle nie startuje. Dysk niby chodzi ale nie ma grafiki. Czyli ekranu startowego - z jabłuszkiem pośrodku i kółeczkiem ładowania się. A potem ekranem logowania. Więc dałem znać do pracy a tam gromy, że zawalam robotę i powiedzą to szefostwu. Czyli pewnie mnie wywalą bo jestem na próbnym okresie.
Wiadomo że stres. I może komputer się poczuł do obowiązku bo wreszcie wystartował. Więc loguję się do pracy i ratuję honor. Ale tak dalej być nie może. Trzeba coś zrobić, bo nie chcę mieć kolejnego stresu o to czy wystartuje kolejnego dnia. A trzymanie go cały czas włączonego to też głupi pomysł.
No to się przyjrzałem mojemu notebookowi i co zobaczyłem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz