Wczoraj pisałem o CZATerii, która będzie upraszczania i trudno będzie z niej wygodnie korzystać. Ten wpis robiłem tak naprawdę kilka dni temu, w okolicy świąt, ale nie był to temat świąteczny, więc umieściłem go w pierwszym poświątecznym dniu. Życie jednak pięknie zweryfikowało ten wpis na blogu.
Pro forma przypomnę, że jakiś miesiąc temu był u mnie przez około 10 dni pewien chłopak, który wydawało się że będzie potencjalnie partnerem. Wydawało się, że zbuduję się z nim wartościową relację. Wyjechał on jednak do siebie po to, ażeby odbyć kurs na prawo jazdy, na którym mu bardzo zależało. Od tej pory praktycznie nie mam z nim kontaktu. Nie było go na WhatsApp, ale udało mi się go złapać raz na czacie Battle.net Blizzarda, ale tylko raz. Potem również na Battle.net już nie było. Rzekomo umarł ojciec i on był zagubiony, nie wiedział co ze sobą zrobić, ale też te zagubienie trwa i trwa - i jest po prostu niewiarygodne.
Jeśli zaczynaliśmy coś ze sobą budować, jeśli zaczęliśmy tworzyć jakąś relację, to jest dla mnie oczywiste, że nawet w przypadku największego zagubienia, po pierwsze - szuka się wsparcia moralnego u kogoś, z kim się taką relację buduje; a po drugie - nawet jeśli chce się być samemu przez jakiś czas, to nie trwa to w nieskończoność. Daje się znać, pisze się na przykład choćby jedno zdanie, typu "jeszcze chciałbym pobyć sam, odezwę się za kilka dni". Jest to coś, co po angielsku zwie się pięknie in touch (w kontakcie, a dosłownie "w dotyku"). Wtedy wiadomo, że z kimś relacja faktycznie istnieje, a nie jest w niewygodnym etycznie stanie zawieszenia. A właśnie w takim stanie zawieszenia była moja relacja z tym chłopakiem. W takiej sytuacji, po kilku dniach oczekiwania, zacząłem coraz bardziej puszczać ją w dryf. I już pogodziłem się z tym, że nic z tego nie będzie.
A Los to potem potwierdził - tak pięknie, że tego bym nie wymyślił w najśmielszych snach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz