Na święta postanowiłem w moim blogu umieścić teksty, które były ogólnego charakteru świątecznego i nie związane były z moim prywatnym życiem. Życie zewnętrznego świata dopisało nawet stosowne scenariusze: wigilijne karpie połączone z polityką, a raczej zakłamaną polityką i tragedia rosyjskiego Chóru Aleksandrowa to przykre, ale też i aktualne tematy, które można było na blogu poruszyć. Tymczasem tak naprawdę w Wigilię wydarzyło się dla mnie osobiście coś symbolicznego i bardzo znaczącego.
Pewien chłopak, a raczej facet, starszy od chłopaków, ale i tak znacznie młodszy ode mnie, odpisał na mój anons umieszczony na jednym z portali. Ponieważ nie bardzo odpowiada mi komunikowanie się w celu poznania przy pomocy systemu maili udostępnianym przez ten portal randkowy, więc zapytałem go od razu o jakiś bardziej odpowiedni do wygodnej rozmowy komunikator. Nie miał żadnego, więc zaproponował pisanie esemesów. Podałem swój numer telefonu. W trakcie wigilijnych przygotowań (jednak udekorowałem pokój lampkami i bombkami) dostałem SMS na mój numer masażowy. Może to klient. Okazało się że to mój rozmówca. Zaczęliśmy korespondencję, a potem przeszliśmy na WhatsApp, który jak się okazało posiadał.
Potem wymieniliśmy się innymi informacjami, zobaczyłem jego zdjęcia na jednym z profili społecznościowych. Był dokładnie w typie chłopaka o jakim marzę - miał cudowne oczy, w których się zakochuję. Teraz już nie był tak młody jak niektórych zdjęciach, włosy mu się przerzedziły (a one przepięknie obramowywały jego śliczne oczy), ale oczy zostały. Bardzo fajnie nam się pisało i zaproponował, że przyjedzie odwiedzić. Nie miałam wątpliwości, że warto by zapłacić i przyjechał. Gadaliśmy, a potem... Już nie pamiętam, kiedy poprzednio tak potrafiłem się otworzyć uczuciowo na chłopaka. Być może nigdy przedtem. Było cudownie i jeszcze bardziej cudownie. I jeszcze bardziej cudownie :-)
A potem on wrócił do siebie, a ja miałem mętlik w głowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz