Mój stary (siedmioletni) Mac ciągle w naprawie i jakoś nie mogą znaleźć do niego układów graficznych na wymianę. Albo mogą, ale mają burdel w serwisie i takie nawarstwienie prac, że posiłkują się tą wymówką. Ja jednak obstawiam bardziej opcję realną - czyli brak układów. Także dlatego, że czuję tu już Boży palec. A ten Boży palec pokazuje mi na inną opcję - zamiast wydawać kasę na naprawę Maca, wystarczy dołożyć drugie tyle i kupić wypasiony notebook PC. Ma to wiele zalet - szybsze działanie, dostępne gry, które na Macu chodziły za wolno (można wtedy grać w World of Warcraft bez problemu z dobrymi ustawieniami grafiki). Ja jednak widzę w takim rozwiązaniu dwie niezbyt typowe zalety. Napiszę o nich, aby naświetlić tę sprawę i pomóc może innym w podejmowaniu decyzji o wymianie sprzętu.
Po pierwsze - obawa o inwestycję. Nawet jeśli wysupłam kasę (wcale niemałą) na naprawę Maca, to jaką mam gwarancję, że niedługo nie padnie w nim coś innego - na przykład płyta główna? I znów nie będzie jak jej sprowadzić, a cała naprawa pójdzie się jebać (jak mawiają geje). Gdy kupię PC, to mam nie tylko lepszy sprzęt, ale także nowy, z gwarancją. Po drugie - speed up! I o tym chcę dziś napisać. Mój Mac działał wolno pod 64-bitowym systemem, ale dodałem mu dysk SSD i zamieniłem 4 na 8 GB RAM. Ze względu na SSD (podejrzewam, że RAM tu mniej się przysłużył) Mac przyspieszył, ale wciąż w wielu zadaniach (na przykład przy otwieraniu wielu stron internetowych) trzeba całkiem długo czekać. A to irytuje i demotywuje.
Nowy komputer przejmie dysk SSD od Maca (a jego klasyczny dysk twardy stanie się zewnętrznym backupowym). Ma tyle samo pamięci, ale dwa razy szybszej i o wiele wydajniejszy procesor oraz grafikę. Spodziewam się więc znacznego przyspieszenia. A jak znacznego, to orientacyjnie (wróżąc z fusów) wyliczałem sobie. Otóż na kupnie komputera być może oszczędzę nawet kilka godzin dziennie (ale w porównaniu do obecnego zastępczego komputera, czyli w porównaniu do Maca może połowę tego czasu), między innymi na szybszym otwieraniu stron internetowych lub szybkim graniu. Przy zakupie lepszej myszki i klawiatury zyskam może kolejną godzinę-dwie dziennie. A to dzięki mojej pracy, w której piszę teksty. Lepsza, bardziej pewna i precyzyjna myszka to szybkie umieszczanie kursora w tekście w czasie jego poprawiania. Niech to będzie 15-30 sekund na tekście, razy kilkadziesiąt tekstów dziennie... A klawiatura - lepsza, mechaniczna, z wysokimi klawiszami, które trudno wciskać podwójnie i które się nie blokują, gdy się je krzywo wciska - to lepsze pisanie, mniej błędów w trakcie złego wciskania klawiszy, a zatem mniej poprawek w tekście. Czyli minuta lub więcej na tekście razy kilkadziesiąt tekstów. Naprawdę mogę oszczędzić dzięki tym ulepszeniom nawet kilka godzin dziennie.
A ile zyskam dzięki lepszej motywacji do pracy, która się pojawi wtedy, gdy spzręt będzie działał płynnie i pewnie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz