Takie słowo mi się nasunęło, gdy pomyślałem sobie o rozmowie z pewnym chłopakiem. Można powiedzieć, że to jest rozmówca właśnie bezkurzowy. Bo choćbym nawet miesiąc z nim nie zamieniał zdania, to nie pokrywa się on kurzem na liście moich rozmówców. Nie skasuję go z żadnego komunikatora i nie wykasuję historii rozmów z nim. Bo wiem, że jeśli się odezwie, jutro, za tydzień lub za miesiąc, to będzie się z nim tak sam fajnie gadało i tak samo ożywczo.
W sumie jednak wolę, aby te bezkurzowe rozmowy odbywały się codziennie. Bo one po prostu grzeją serce. Ale nie zawsze życie pozwala na taką komunikację. Lecz nawet jej przygaśnięcie nie przekreśla jej w żadnym stopniu, w przeciwieństwie do innych osób, a szczególnie tych kawalerów jednej rozmowy, o których pisałem wczoraj. Oni są po jakimś czasie usuwani z mojej komunikacji i to bez większego ryzyka, że ponownie się pojawią i nie będę wiedział qui pro quo.
Mam jednego bezkurzowego rozmówcę grzejącego serce i może kilku rozmówców bezkurzowych o charakterze przyjacielskim. Więcej grzejących serce rozmówców nie trzeba posiadać. Wystarczy jeden, byle był skuteczny. No i nie pozwalał za długo czekać na słowo od siebie. A jeśli ten bezkurzowy rozmówca ma do tego fenomenalnie piękne oczy i uśmiech - to już cały świat się wydaje lepszy, mimo, że za oknem deszcz i zimno.
Więc z tym bezkurzowym rozmowa jest dosłownie na piękne oczy :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz