19 maja 2012
Poszliśmy do Toro w całkiem niezłym składzie, a ściślej mówiąc spotkaliśmy się tam w takim składzie. I mocny, poza samym składem, był też udział alkoholu, bo napiliśmy się i przed wejściem, i w klubie. Ja mam zawsze na tyle dobry humor, że nawet gdy się wygłupiam na trzeźwo, to pytają mnie jakiego mam dilera. A tym razem i bez dilera się obeszło, bo się bawiliśmy i upiliśmy.
I w czasie palenia fajek w palarni Rafał zobaczył, że nie ma obrączki, a chodziło o tę z pary pierwszej, bursztynowej. Czyli ciężkiej, srebrnej z bursztynowymi wkładkami. Szukałem tej obrączki w palarni, gdzie miała wypaść, ale nie znalazłem. Rafał mówił, że może jest na drugim krańcu, gdzie siedzą ludzie, ale wątpię czy by się aż tam zatoczyła. W sumie nie odnalazłem jej. A kiedy wychodziliśmy z klubu cisnąłem swoją na bruk. W geście głupoty, solidarności czy złości :-)
I tak pozbyliśmy się pierwszej, najstarszej i najdroższej (po około 100 zł za sztukę) pary obrączek. Ale z drugiej strony to są obrączki najbardziej pechowe - widziały wszystkich chłopaków mojej ery nowożytnej i jakoś szczęścia mi do ich poznawania nie przyniosły. Może więc lepiej, że się ich w taki sposób pozbyliśmy?Następnego dnia załatwialiśmy sprawy na mieście i zajechali pod Toro aby poszukać mojej obrączki na bruku - ale oczywiście już jej nie było.
Może teraz komuś innemu będzie przynosić pecha? ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz