Znamy wszyscy powiedzenie "własny, ale ciasny". Tak mogę powiedzieć o moim własnym internecie. Kiedy wynajmowałem mieszkanie w Warszawie, zdecydowałem się na internet kablowy, bo oczywiście był wygodniejszy (i jedyny dostępny wtedy za sensowną cenę) i miał nielimitowany transfer danych. Kiedy jednak przeprowadzałem się pod Warszawę i wiedziałem że w miejscu, w którym zamieszkam, nie będzie możliwości zamówienia internetu kablowego, zacząłem się zastanawiać nad internetem LTE. Popularnie tak go nazywam, ale tak naprawdę należało powiedzieć internet komórkowy, bo jeśli LTE nie ma zasięgu, to działa oczywiście na 3G.
Wybrałem ofertę z T-Mobile, sieci w której miałem kiedyś jako jeszcze w Erze GSM telefony przez wiele lat - dlatego, że firma w której pracowałem była jej podwykonawcą. Potem jednak, gdy opuściłem tę pracę, zrezygnowałem z tamtego numeru i to z przyjemnością, bo zaczynałem swoją karierę GSM w sieci Plus (w 1996 roku!) i do Plusa wróciłem. Potem zresztą przeniosłem mój flagowy numer, podobnie jak niektóre inne, z Plusa do Play. T-Mobile miał jednak obecnie najlepszą ofertę, jeśli chodzi o ceny i transfer danych, które za te pieniądze się kupowało. Poza tym w miejscu, w którym wtedy byłem (w Warszawie!) T-Mobile był używany przez Play jako krajowy roaming. A to oznaczało, że T-M miał tam dobry sygnał. Jak się potem okazało, w miejscu docelowym również tak było. Zakupiłem więc pakiet 50 GB transferu za 40 zł, z możliwością w każdej chwili dopłacenia 20 zł miesięcznie za nielimitowany transfer danych.
W tej chwili nie jest mi on jeszcze potrzebny dlatego, że nawet gdyby skończył mi się pakiet 50 GB, to mogę korzystać z lokalnego internetu WiFi. Ale gdybym już przeniósł się do własnego mieszkania w przyszłości, w którym nie mógłbym liczyć na taki backup, to oczywiście nielimitowany transfer byłby koniecznością. Około 25 października mój limit transferu był już na wykończeniu (a transfer odnawia się u mnie piątego dnia każdego miesiąca). Około 10 GB ponad normalne zużycie pochłonęły mi różne aktualizacje telefoniczne i komputerowe. Zacząłem więc bardzo oszczędzać mój internet LTE i używać tego lokalnego internetu na komputerze stacjonarnym. Przy okazji wyszło na jaw, jak często (kilka razy dziennie) on się wiesza i nieraz znika na kilka minut. Doceniłem w tym momencie swój skromny komórkowy internet, który nigdy mi się nie zawiesił. Warto jak się okazuje mieć coś własnego, coś co można zawsze ze sobą przenieść bez problemów z instalacją i de-instalacją, niż polegać na ofercie, która na papierze jest szybsza i wydajniejsza, ale tak naprawdę jest bardziej lipna. Tym bardziej, że korzysta z niej wiele osób naraz w tej całej lokalizacji, a nie ja jeden, jak to jest w przypadku mojego własnego internetu.
A co do transferu danych LTE w T-Mobile, to wcale taki ciasny on nie jest, pomimo jedynie 3/5 zasięgu, który mam u siebie ;-)
Wybrałem ofertę z T-Mobile, sieci w której miałem kiedyś jako jeszcze w Erze GSM telefony przez wiele lat - dlatego, że firma w której pracowałem była jej podwykonawcą. Potem jednak, gdy opuściłem tę pracę, zrezygnowałem z tamtego numeru i to z przyjemnością, bo zaczynałem swoją karierę GSM w sieci Plus (w 1996 roku!) i do Plusa wróciłem. Potem zresztą przeniosłem mój flagowy numer, podobnie jak niektóre inne, z Plusa do Play. T-Mobile miał jednak obecnie najlepszą ofertę, jeśli chodzi o ceny i transfer danych, które za te pieniądze się kupowało. Poza tym w miejscu, w którym wtedy byłem (w Warszawie!) T-Mobile był używany przez Play jako krajowy roaming. A to oznaczało, że T-M miał tam dobry sygnał. Jak się potem okazało, w miejscu docelowym również tak było. Zakupiłem więc pakiet 50 GB transferu za 40 zł, z możliwością w każdej chwili dopłacenia 20 zł miesięcznie za nielimitowany transfer danych.
W tej chwili nie jest mi on jeszcze potrzebny dlatego, że nawet gdyby skończył mi się pakiet 50 GB, to mogę korzystać z lokalnego internetu WiFi. Ale gdybym już przeniósł się do własnego mieszkania w przyszłości, w którym nie mógłbym liczyć na taki backup, to oczywiście nielimitowany transfer byłby koniecznością. Około 25 października mój limit transferu był już na wykończeniu (a transfer odnawia się u mnie piątego dnia każdego miesiąca). Około 10 GB ponad normalne zużycie pochłonęły mi różne aktualizacje telefoniczne i komputerowe. Zacząłem więc bardzo oszczędzać mój internet LTE i używać tego lokalnego internetu na komputerze stacjonarnym. Przy okazji wyszło na jaw, jak często (kilka razy dziennie) on się wiesza i nieraz znika na kilka minut. Doceniłem w tym momencie swój skromny komórkowy internet, który nigdy mi się nie zawiesił. Warto jak się okazuje mieć coś własnego, coś co można zawsze ze sobą przenieść bez problemów z instalacją i de-instalacją, niż polegać na ofercie, która na papierze jest szybsza i wydajniejsza, ale tak naprawdę jest bardziej lipna. Tym bardziej, że korzysta z niej wiele osób naraz w tej całej lokalizacji, a nie ja jeden, jak to jest w przypadku mojego własnego internetu.
A co do transferu danych LTE w T-Mobile, to wcale taki ciasny on nie jest, pomimo jedynie 3/5 zasięgu, który mam u siebie ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz