Może jestem za starej daty człowiekiem, ale mnie ślimaczenie to kojarzy się z powolnością, taką koszmarną powolnością. Przy czym uzupełniane jest zwykle przez zaimek zwrotny "się". Ale tym razem w rozmowie na czacie pojawiło to się bez się. W rozmowie z jakimś chłopakiem, który mnie zapytał, czy lubię ślimaczenie bez celu. Domyśliłem się więc zatem, że chodziło o jakieś włóczenie się bez celu. Tym bardziej, że jako kierowca pracujący dla Ubera zaproponował mi przejażdżkę zapoznawczą autem, a wtedy to słowo jako włóczęga ma dodatkowy oczywisty sens.
Ale na wszelki wypadek zapytałem go co znaczy według niego to ślimaczenie. I okazało się, że całowanie z języczkiem. No, warto było jednak zapytać. Wyjaśniłem mu więc, że średnio (czyli de facto minimalnie) zależy mi na seksie dla seksu. A on na to zaproponował ciekawy deal. Otóż jeśli spodobamy się sobie, to nie będziemy nic robili, szanując moje zasady. A jeśli się sobie nie spodobamy - to się właśnie poślimaczymy. No i zaniemówiłem.
Bo rozumiem, że choć nie szukam kogoś na szybki seks, ale właśnie spodobamy się sobie, to można wtedy ten seks przyspieszyć. Ale jeśli się sobie nie spodobamy, to tym bardziej seksu nie będzie. Ślimaczenia też nie. Ubawiło mnie takie podejście, które zakłada seks a priori jeśli nie ma nadziei na cokolwiek bardziej wzniosłego. Oczywiście nie skorzystałem. Zresztą, w sercu i głowie mam innego chłopaka. Takiego, z którym poślimaczyłbym się bez wahania na wszelkie możliwe sposoby i z wszelkiej możliwej strony. A jeśli tego nie zrobiliśmy, to jedynie dlatego, że nieprędko los nam da możliwość spotkać się i poznać. O ile w ogóle to się stanie.
Jak widać, poznawanie tego ostatniego chłopaka strasznie się ślimaczy ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz