listopad 2012
Dyrektor powraca. Po tygodniu. Wcześniej nie dawał prawie znaku życia. Ale dzielnie do nas przybył. Zapukał do naszych wrót. Windą lub schodami dostał się na górę i już puka do naszych drzwi. jak ksiądz proboszcz z piosenki - ale wódka nie czeka w lodowce. To znaczy czeka, ale nie na niego - ot po prostu została z ostatniej imprezy i jeszcze nie wyparowała :-)
Wizyta pana dyrektora (oczywiście mówię o nim z przekąsem) była poprzedzana korespondencją poprzez jego profil na Fellow. Niestety nie doczytał już ostatniej informacji ode mnie - w której napisałem, że ma dziś ostatnią szansę na to aby się uwiarygodnić. Innymi słowy, oczekujemy od niego jakiegoś kroku w naszą stronę. Jakiego - to już obojętne. Byle tylko negatywne wrażenie tego, że jest on naciągaczem i oszustem zostało zastopowane. Bo jak do tej pory - to wrażenie jedynie narasta.
I nawet bez jakiejś specjalnej zachęty zachowaliśmy się jak milczące owce - nawiązanie, żartem, do znanego filmu. Ale napisałem w tytule posta o baranach - bo na obietnice oszusta może się nabrać tylko baran, nie owca ;-) A pan dyrektor nie uwiarygodnił się w żadne sposób, Pewnie liczył na to, że posiedzi, podupczy - i popasożytuje. A tu nas trzech siedzi przy kompach, robi swoje prace i nie zauważa go. Skupiona robota. Dyrektor w odstawce. Nikt go nie zauważa.
Nie trzeba było 10 minut aby pan dyrektor się nie zwinął. Ubrał się i wyszedł. Kumpel, do którego pan dyrektor się tak zalecał, zapytał go czemu już idzie - a ten odparł mu, że nie będzie tu sam siedział. I poszedł - a na naszych twarzach zagościły uśmieszki. Wyszliśmy potem na balkon na fajkę i obserwowaliśmy jak to stworzenie idzie - jakby trochę przygarbione. Biedactwo, pasożyt odpadł od żywiciela.
Jedyna korzyść jest taka, że od kolejnego Opowiadacza Wspaniałych Nowin będziemy wymagali znacznie szybszej autoryzacji - kto wie czy już nie na pierwszym spotkaniu ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz