27 stycznia 2012
Ten wyjazd był zrobiony na wariata, tak jak pięć moich największych spontanów wyjazdowych, każdy po około 400 km w jedną stronę, i to po czasem półgodzinnej ledwie rozmowie na czacie. Ale tym razem pokręcenie było większe. Nie wpisałem nawet tego chłopaka do telefonu. Zdjęcie miałem słabe, ściągnięte z profilu GG i powiększone kilka razy na ekranie komputera. Ale standardowo zawsze kogoś wpisuję do telefonu i w miarę możliwości załączam zdjęcie - zanim z nim się spotkam. Tym razem był to spontan w spontanie.
Nie zastosowałem także innych swoich procedur. Nie wpisałem czasu rozpoczęcia poznawania tego chłopaka do mojego wiecznie zmienianego timera. Nawet się - za wiedzą i zgodą tego chłopaka - nie umyłem anie nie przebrałem. Wszystko "na wariata". Zupełnie bez typowej dla mnie w niektórych sprawach pedanterii. Po postu spontan w spontanie.
I co najśmieszniejsze - nie widziałem tego chłopaka dobrze w czasie jazdy. Rzucać moglem na niego okiem w czasie prowadzenia, ale w aucie było ciemno. Dopiero w garażu moglem mu się trochę przyjrzeć, ale nie wypadało się gapić. Można więc powiedzieć, że dopiero kiedy siedliśmy w domu spojrzałem mu prosto w oczy. Taki "ślepy" spontan też mi się dotąd nie zdarzył.
Ewidentnie spontan w spontanie ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz